Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Faith Harding nagrywa muzykę już od kilku lat, ale po pobieżnym ogarnięciu jej twórczości, wydaje mi się, że dopiero teraz jej piosenki nie są już zaledwie ciekawe, ale można je określić jako zwyczajnie dobre. "Not Fair" to trzeci singiel z nadchodzącego albumu Semigodess (który ukaże się już za dwa dni) i, póki co, jest najlepszym kawałkiem artystki. Jak na tak specyficzny, zaprawiony jazzem i soulem electro pop, wszystko jest zadziwiająco spójne, a połączenie synkopowanych rytmów z natchnionymi zaśpiewami wprawia w hipnotyzujący, oniryczny nastrój. Nie wiem czy na płytce mogę się spodziewać więcej tak dobrych numerów, ale wierzę, że piosenkarka z tak pasującym do świąt Wielkiej Nocy imieniem, powinna umilić mi nadchodzące uroczystości. –P.Ejsmont
To trochę niedorzeczne jako punkt odniesienia do każdego nowego nagrania Łony obierać jego debiut z 2001 roku. Koniec Żartów jest jednak dla mnie bardzo ważną płytą i ciężko pozbyć się bagażu wspomnień, do których należy piracka kaseta zgrana od kuzyna czy nawijanie ku uciesze kolegów “Helmuta” i “O Jak Dobrze” na długich przerwach w podstawówce. Bardzo chciałbym, aby Łona i Webber na jednym z tracków na nadchodzącym Nawiasem Mówiąc przypomnieli sobie, że “fruźki wolą optymistów” i zaskoczyli nas luźnym wiosennym sztosem. Ostatnio mi tego u nich brakuje.
“Nie Mam Pojęcia” to numer, gdzie Adam Zieliński stawia przed sobą ziomków, z którymi już nie poimprezuje, bo ci porzucili melanże do rana na rzecz pracy, utrzymania bezpłciowego samochodu z linią nadwozia typu kombi i wychowania dziecka, którego imienia za cholerę nie możemy sobie przypomnieć. Tekstowo jest jak zwykle bardzo dobrze, jestem pod wrażeniem mikrofonowej sprawności Łony, ale chciałbym, żeby na kolejnych utworach zwrócił uwagę na tych ludzi, z którymi wciąż może spędzić piątkowy wieczór. –A.Kasprzycki
Po przesłuchaniu najnowszego singla Marii Peszek zacząłem poważnie myśleć o tym, co udało mi się osiągnąć w życiu i czy kiedy stracę włosy po chemioterapii, moje odstające uszy nie staną się obiektem żartów? Łudziłem się nadzieją, że w roli muzycznego onkologa z pomocą przybędzie Antony Hegarty. Transseksualna artystka tworzy politycznie zaangażowany utwór, który nie budzi komórek rakowych w organizmie, ale niestety mimo ckliwej próby “Drone Bomb Me” nieszczególnie mnie wzrusza. Nie pomaga nawet zapłakana Naomi Campbell, która w teledysku głosem Anohni wyśpiewuje, że po stracie rodziny teraz sama chce zostać unicestwiona przez atak dronów. Jeśli tak ma wyglądać efekt wspólnej producenckiej pracy Daniela Lopatina i Hudsona Mohawke na całym Hopelessness to poczuję spory niedosyt. –A.Kasprzycki
"Waves" był moim zdaniem jednym z mocniejszych fragmentów Wildheart. Za pociągnięty na oszczędnym, ale dobrze bujającym groove'ie parkietowy pewniak wziął się lider Tame Impala. Co zrobił z numerem Australijczyk? Bez większych trudności zmienił go we własny utwór. Na wysokości 0:27 już nie możemy mieć wątpliwości kto jest odpowiedzialny za ten remix, rozlewa się tu cały ten charakterystyczny słoneczno-kwasowy sound zespołu. O oszczędnym groove'ie w tym przypadku możemy już zapomnieć, partie perki żywsze być nie mogą, a i bas śmiga tu w wielu kierunkach na typowym tameimpalowym przesterze. Parker wyprowadził więc kawałek z dusznego parkietu gdzieś na pobliską plażę, ale spokojnie – potańczyć da się do tego dalej. –S.Kuczok
Z zespołem Hey sprawa miała się kiedyś tak, że teksty Nosowskiej nie schodziły poniżej pewnego, więcej niż przyzwoitego poziomu, a jeśli dodatkowo, któryś z trójki gitarzystów Banach/Krawczyk/Żabiełowicz wspiął się na swoje kompozytorskie wyżyny, to otrzymywaliśmy średnio po dwa, trzy cuda na album. Dziś wygląda to trochę inaczej. Od strony kompozycyjnej na Banacha z wiadomych względów nie możemy już liczyć, a duet Krawczyk/Żabiełowicz mimo, że od paru lat poszukuje i stara się kierować grupę w nowe rejony, nie przynosi to ciekawych rezultatów. Zabijcie mnie, ale u fantastycznej tekściarki od pewnego czasu również zauważam tendencję spadkową. Może to obniżka formy, a może po prostu estetyka, w której od lat porusza się Nosowska już powoli się wyczerpuje i zaczyna nużyć. W każdym razie, na najnowszym singlu "Prędko, Prędzej" mamy przykład takiej właśnie sytuacji. Na tle przewidywalnego synth/rockowego podkładu, Nosowska po raz kolejny zgrabnie opowiada nam codzienność. Zupełnej porażki nie ma, ale po co to komu jeszcze dzisiaj? –S.Kuczok
Australijka songwriterka Chiara Hunter ma na koncie tylko kilka piosenek, ale już wyraźnie dała do zrozumienia, że warto zerkać na jej propozycje. Urzędująca w Londynie dziewczyna całkiem niedawno wyskoczyła z nowym kawałkiem, wydającym się w tej chwili jej najlepszym strzałem. "Hammer", bo o tym utworze mowa, spełnia w zadowalający sposób zamierzoną formułę future funku, bo właśnie tak określa swoje wałki na SoundCloudzie. Lekko MARUDEROWE intro, pełna przestrzeni zwrotka i zwłaszcza przebojowy, uderzający jak tytułowy młot chorus zapatrzony w najntisowe chartsy mówią same z siebie. A do tego mamy jeszcze wokal przywodzący na myśl, powiedźmy, KStewart (z którą zresztą Chiara ponoć współpracowała). Nie widzę innego werdyktu od wysoko uniesionego kciuka w górę. –T.Skowyra
O tym latynoskim grajku dowiedziałem się dopiero całkiem niedawno, a przecież jego solowa kariera trwa już ładnych parę lat (pomijam rzeczy wydane jeszcze w poprzedniej dekadzie razem z Teleradio Donoso). Zwłaszcza, że to zdaje się dobry ziomek Javiery Meny, bo w końcu kręcił jej klip do "Hasta La Verdad", a może i majstrował przy jakichś jej numerach. To przypuszczenie nie jest bezpodstawne, bo zbieżności nie kończą się na teledysku – Álex Anwandter również celuje w taneczno-popowe rewiry ze swoimi nagrywkami. Najnowsza propozycja, czyli "Siempre Es Viernes En Mi Corazón", to intrygująca, electro-popowa zapowiedź trzeciego długograja Amiga. Song brzmi jakby kolesiom z Apolo Beat zabrano gitary i kazano zapodać soczystego bangera przy użyciu klawiszowego arsenału. Vibe Javiery również da się odczytać, a i smyczki stanowią ciekawe urozmaicenie aranżacji. Nie obrażę się, jeśli dostanę od Chilijczyka więcej kontentu tej jakości. –T.Skowyra
Nie wiem, co pomyślicie o tej jednak instrumentalnej wiązce dźwięków, ale moim zdaniem duet Michael David i Tyler Blake lekko nawiązuje do eterycznego dance-post-popu Jensen Sportag. Chodzi mi o fikuśne, synthowe melodyjki (choć tak rozgałęzionymi liniami melodycznymi ta dwójka już nas raczyła) i przede wszystkim o pourywane, zgrabnie wtopione w elegancki, synth-popowy tok nagrania, skrawki i pasemka przetworzonych wokaliz. Natomiast sercem "Grecian Summer" jest rozkosznie rozlewający się po pasmach produkcji, truskawkowy sorbet na wysokości 2:04. A właśnie – produkcja też palce lizać, zatem jeżeli cały zbliżający się materiał Classixx (bo rozumiem, że to jest właśnie pierwszy zwiastun) będzie równie pyszny, to ja nie mam pytań. A na razie będę się cieszył tym, że greckie lato może mieć balearyczny posmak. –T.Skowyra
Nowy kawałek Lorely Rodriguez w rzeczywistości jest odrzutem z Me i traktuje – jak można wywnioskować po tytule – o problemie uprzedmiotowiania kobiet. Ale to nie tematyka "Woman Is A Word" odpowiada za uniesiony do góry kciuk, a rozsmakowane w ejtisach synthy, hipnotyczne, jednostajne eksklamacje i rozładowujące nieco napięcie, quasi-orientalne dżingle między kolejnymi segmentami. Nie jest to może sztosidło na miarę "Standard", nie jest też tak dobre jak płynące podobnie marzycielskim rytmem "Crying In Public" Chairlift, ale nie zmienia to faktu, że od dwóch dni jakoś się nie mogę od tego kawałka uwolnić. –W.Chełmecki
"Dangerous Woman" całkiem słusznie porównuje się do "Earned It" Weeknda z soundtracku do 50 Twarzy Greya, przy czym trzeba zaznaczyć, że jest to kawałek znacznie lepszy od mdłych, tesfaye’owskich ścieków. Co prawda ani postać, ani timbre Grande ni krzty nie pasuje mi do tak rozbuchanych, celujących w bondostwo soul-rockowych hymnów, ale też nie można powiedzieć, by tęsknota za cukierkowym refrenem "Love Me Harder" przyćmiewała rzemieślniczą sprawność utworu. Pytanie tylko, czy to jednorazowy, uzasadniony marketingowo strzał, czy może cała płyta taka będzie, na co wskazywałby fakt, że "Dangerous Woman" stanowi jej utwór tytułowy – osobiście życzyłbym sobie stonowania zapędów. –W.Chełmecki