Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Prostolinijne, żwawe indie naznaczone delikatnym wpływem brytyjskiej nowej fali, przy którym z pewnością miło będzie sączyć rozwodnionego browarka w katowickim plenerze. Jeśli darzycie sympatią R.E.M., The Drums lub fantazjujecie o alternatywnej, radośniejszej wersji Joy Division na antydepach, to raczej się nie zawiedziecie.