
Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Średnio lubię Weeknda, jest dla mnie zbyt krawędziowy albo jak twierdzi moja znajoma, posiadł on rzadką umiejętność bycia jednocześnie najgorszym i najlepszym na świecie w obrębie jednej kompozycji. Akurat w przypadku "Lost In The Fire" jest tym lepszym sobą, w czym skrzętnie pomaga mu francuski producent o za długiej ksywce, który przenosi go do alternatywnej rzeczywistości, gdzie dostaje kosza na domówce u Kanye, bądź ma halucynacje z przećpania.