Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
S02E07
Czasem w tym całym Suplemencie przychodzi moment, w którym trzeba sobie "odpowiedzieć na wielokrotnie wcześniej postawione pytanie" (czyli "czy mogłem zostać mistrzem świata" – Jan Tomaszewski, z książki pod tym samym tytułem, która też mnie bardzo ukształtowała, notabene, na etapie nauczania początkowego). To pytanie przewijające się we wstępie "serialu" i w paru innych jego scenach, między wierszami: czy coś pominęliśmy? Czy zdarzyły się karygodne braki w archiwum serwisu, zwłaszcza w optyce "relewantności", "zeitgeistu" i "wpływowości"? A jeśli tak, to które najdotkliwiej, i jak można je dziś zrefundować?
Odpowiedź musi być ambiwalentna. Z jednej strony "kurwa nie sądzę", bo nawet jeśli akurat redaktorzy zamulili ("fucking primadonna writers"), to przecież research co najmniej kilkunastoosobowego thinktanku na różnych piętrach wieżowca nie kłamie jak biodra Shakiry: świadomość nie śpi. Z drugiej jednak post-kultura doby "zaawansowanej sieci" przybiera kształty coraz bardziej amorficzne, nieuchwytne i nieraz "pismak niejeden nie wie, co to za ksywka" wykonawcy, którego dekadę później ogłaszali zbawcą i prorokiem. Innymi słowy coraz częściej "słuchać" nie równa się "słyszeć" i rubryka "on second thought" to też rodzaj suplementu.
Niegdyś dywagowałem z kolegą o tym, czy można przeoczyć jakieś istotne zjawisko penetrując rynek fonograficzny w stopniu ostro ponadprzeciętnym. A było to w epoce, gdy liczba wydawnictw "ogarnianych" przez biurowiec Porcys (w tym zawiera się nie/sławne "samplowanie" ichże) sięgała mocno kilkuset. Ba, w "korytarzowych" plotkach ocierała się nawet o tysiaka – aczkolwiek to dane, które chyba nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone – trochę jak mityczne DZIESIĘĆ BANIEK Solidarności (to kultowe "blisko 10 milionów członków", wciąż czekające na policzenie w "Wiadomościach") lub DJ Shadow samplujący Papsów na Endtroducing. Więc jak może coś przeciec przez palce przy tak rozległym, mrówczym researchu?
"Wam przeciekł Burial", uśmiechał się ciepło, acz odrobinę ironicznie kolega. Cóż, prawda nigdy nie leży pośrodku, ale tu akurat leży pomiędzy kategoriami historyczności i subiektywnie pojmowanej jakości. Nikt z nas nie przewidział, że te "germańskie rzygowiny na 1.0-3.5" (cytując ówczesnego redaktora MZ) okażą się tak centralne dla specjalistycznego dyskursu, otworzą nowe ścieżki interpretacyjne (Burial antycypujący wielki technologiczny fakap, Burial oddający dźwiękami obrazy Whistlera etc.). Aczkolwiek czytając ficzer FACT na 10-lecie s/t Bevana wciąż nie mogę się nadziwić jak z tak bliskich mi inspiracji (Mezzanine, jungle i drum'n'bass, Todd Edwards, deszcz w Blade Runner) powstało coś tak mi odległego.
I tu pojawia się niepokój, czy z dekady obecnej, jeszcze świeżej i niezastygłej, coś nam umyka. A raczej wiele niepokojów szczegółowych. Czy Laurel Halo coś odkrywa, czy ledwie recykluje 90sowe ambienty z echem proto-elektroniki w tle? Czy Dean Blunt samplując "Echoes" Floydów wyraża jakiś zeitgeist, czy po prostu przyznaje, że jest "wychowany na Trójce"? I czy Hype Williams chwilami nie brzmi totalnie jak Geogaddi, które w miesiącu premiery kupiłem w Media Markt i nie ma w tym nic mitycznego? Czy Actress NAPRAWDĘ serwuje soundy, jakich dotąd nie było, czy też writerzy techno "mają go na kuponie" ("to co on gra to jest jakaś dywersja!"). Haxan Cloak i Andy Stott są straszni czy tylko przerażająco komiczni? OPN faktycznie metakomentuje "obrzeża internetu" czy tylko za dużo nasłuchał się Klausa Schulze? Rustie to szalony modernista, czy w prostej linii akolita Daft Punk z Discovery?
Każdy ma swoje odpowiedzi i dopiero w ich konfrontacji, jako rzecze Cliff Wednesday, uciera się intersubiektywny konsensus, który następnie zapuszkowany trafia na sklepowe półki w dyskontach i ludożerka raczy się tym przysmakiem przez kilka dekad, aż pewien nadpobudliwy doktorek wykryje szkodliwy skład, podważając wieloletnią dietę podejrzanie otyłego społeczeństwa. "Na naszych oczach rodzi się historia". Aczkolwiek w tym krajobrazie James Ferraro wydaje się już postacią względnie bezpieczną i zalegalizowaną, a moim zdaniem wynika to z jednego, prostego, choć piekielnie odważnego ruchu. Otóż można być sobie centralną postacią kręgu "hypnagogic", królem złotym pasmowego sedesu (aka "no-fi"), wypuszczać dziełka tak zasłużone dla nurtu, jak choćby Last American Hero, Night Dolls With Hairspray, On Air, Son Of Dracula czy KFC City, gdzie często same tytuły przyprawiają o ciarki. I samo to zapewnia podziemny cred.
Ale nic nie przygotowywało na obrót o 180 stopni, a jednocześnie najbardziej logiczne i spójne wyjście z tego całego nawiedzonego podziemia, najsensowniejsze rozwinięcie o wyraźny "krok dalej" całej tej zajadającej już wtedy własny ogon hauntologii, którym było Far Side Virtual. Ferraro ryzykował, bo spora część fanów nienawidziła tej płyty za sprzeniewierzenie się mglistym ideałom. Lecz na poziomie w sumie banalnego i przewidywalnego konceptu materiał ów pozostaje nietknięty. Adaptację cyfrowych dźwięków codziennej konsumpcji ciężko podważyć, bo wedle słów samego artysty - on tu niczego nie kreuje, zaledwie rejestrując fikcję, w której i tak jesteśmy zanurzeni. A nawet gdyby oddelegować ten projekt do kategorii instalacji w MOMA, to z czysto muzycznego punktu widzenia samo przefiltrowanie przez MIDI pop-minimalizmu spod znaku Glassa i Nymana pachnie post-informacyjnym geniuszem. Sumując, "precedensu nie stwierdzono" (może poza relacjami z MŚ USA 94 - ....) i mogę tylko zakończyć sakramentalnym "Galeria Mokotów... zakupy i pełnia wrażeń".
Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.