SPECJALNE - Artykuł

Porcys's Guide to Pop

13 sierpnia 2009



Porcys's Guide to Pop: 150 esencjonalnych wykonawców muzyki rozrywkowej

W każde wakacje wyrywamy jakiś większy feature i tak ma zostać. Chociaż sierpień już w pełni, to przedstawiamy największy ranking w dotychczasowej historii serwisu.

Przez osiem lat istnienia pisaliśmy w Porcys głównie o muzyce bieżącej. W dodatku zasłużenie wytykano nam, że kierujemy swoją ofertę do elitystów, erudytów i słuchaczy solidnie obeznanych z meandrami popu – posługując się w dodatku skrótami myślowymi, in-joke'ami, luźnymi skojarzeniami i grami narracyjnymi. To fakt, nigdy nie chcieliśmy funkcjonować jako źródło łatwo dostępnej wiedzy: nacisk w publikowanych tekstach kładliśmy w znacznej mierze na aspekt krytyczny, autorski, wartościujący, a nie faktograficzny. I bynajmniej nie zamierzamy tej raz obranej drogi zmieniać, bo źródeł o charakterze stricte encyklopedycznym ci w Internecie (nie tylko zresztą) dostatek.

Ale w ostatnich paru latach krajobraz źródeł traktujących o muzyce rozrywkowej, a mających bezpośredni wpływ na gusta i edukację młodych adeptów-melomanów zmienił się dość intensywnie. Pojawiło się mnóstwo wspólnot społecznościowych i blogów, które dla wielu nastolatków, dopiero rozpoczynających swoją przygodę z muzyką, stały się niemal wyrocznią. Doszły wszechobecne puste hajpy, rankingi opłacane przez labele i kompletny brak jakiejkolwiek systematyki. Szczęśliwi, że nowoczesna technologia umożliwia swobodną wymianę opinii na różne tematy (sami jesteśmy na to przykładem), zaniepokoiliśmy się równocześnie absurdalnym chaosem, jaki z tej sytuacji wyniknął. I chociaż przez bite osiem lat twardo unikaliśmy pisania wprost o klasykach popu (bo przecież każdy może sobie sam posprawdzać w odpowiednich leksykonach – myśleliśmy), koncentrując się na uważnej analizie aktualnych wydarzeń, to nagle uznaliśmy, że nadszedł ten moment, aby w dobie "upadania autorytetów" trochę uporządkować panujący w sieci bałagan i zaprezentować naszą wersję historii – hierarchię, która obowiązuje wedle smaku, doświadczeń i "sumienia" Porcys.

W efekcie powstał nasz pierwszy jak dotąd feature skierowany zwłaszcza do "początkujących" miłośników dźwięków – zagubionych w bezkresnych czeluściach sieci, zapytujących co i raz mailowo lub na forum o rekomendacje, chętnych do zgłębiania dziejów popu w uporządkowany, zdyscyplinowany, sensowny sposób. Naturalnie – starzy wyjadacze, wieloletni czytelnicy i cyniczni znawcy też pewnie znajdą tu dla siebie odrobinę ciekawostek, ale nie ma co kryć, że zależało nam na stworzeniu kanonu, który pozwoli na harmonijny rozwój "od podstaw" nawet totalnym laikom i "żółtodziobom". I taki też był klucz doboru wykonawców w zestawieniu. To nie są autorzy naszych ulubionych płyt. To nie są artyści "najważniejsi" w znaczeniu ściśle historycznym. To coś pomiędzy – swoisty wywar z muzyki, która wydaje się, z perspektywy dekad, esencją zjawiska muzyki rozrywkowej. O właśnie – słowo "esencjonalny" pasuje tu szczególnie, dokładnie jak "essential" w angielskim.

Teraz słowo o kryteriach czysto stylistycznych. Zdefiniować "muzykę rozrywkową" – to zadanie wręcz niewykonalne. Łatwiej wyodrębnić ją poprzez odarcie z terenów sąsiadujących. Narzuciliśmy więc sobie ograniczenia. Żadnej poważki (choć redakcyjni faworyci typu Debussy, Stockhausen i Reich ogromnie wpłynęli na bieg popu). Żadnego jazzu (mimo że – biorąc z brzegu – Ornette inspirował gitarzystów, Herbie funkowców, a bez Milesa nie byłoby praktycznie nic, co po nim). Kolejny ważny rygor, to rezygnacja (z bólem) ze wszelkich korzeni pochodzących sprzed ery rokendrolowej. Stąd brak klasyków bluesa (Johnson), country (Williams), folku (Guthrie), awangardy (Moondog), musicalu (Berlin) i piosenki poetyckiej/aktorskiej (Dietrich). Wartość tych postaci, przynależących do innej epoki, można rozpatrywać w kwestii mitologii, legendy i masakrycznej rozpiętości cienia inspiracji, natomiast nijak nie da się przyłożyć ich *dorobku* do tego, co wydarzyło się gdy Chuck Berry "wziął i wynalazł" rock'n'rolla – od tej pory sprawy przybrały tak dynamiczny obrót, że... Zresztą zobaczcie sami niżej. (Po tej rewolucji już się nie wahaliśmy, włączając dosłownie wszystkie gatunki, jak leci.) No i last but not least – jesteśmy produktem cywilizacji zachodniej, kultury narodów zwycięskich i nie będziemy ściemniać, że mistrzowie muzyki orientalnej są dla nas ważniejsi niż John Lennon. Owszem, szacun i zachęcamy do szperania poza horyzontami anglosaskimi, ale... Kanon to kanon, a 150 to 150.

A propos, już na koniec: dlaczego akurat 150? Początkowo miało być okrągłe 100, ale wtedy wyszło na jaw, że pominęlibyśmy grono absolutnie nieredukowalnych, niezastąpionych artystów. Z kolei powiększanie stawki do 200 wydało nam się nieco wysilonym ruchem, zahaczającym o epigonów i postaci – choć zacne i często występujące wśród naszych ulubieńców – nieco pomniejsze. Wniosek: 150 to dla tego artykułu idealna liczba.

Raz jeszcze zatem, streszczając powyższe kilkuakapitowe nudziarstwo: oto przed wami 150 esencjonalnych wykonawców muzyki rozrywkowej ery rokendrola (w której nadal tkwimy, mind you) w kolejności wyłonionej poprzez głosowanie ciała redakcyjnego Porcys. Nie "najlepszych" (autorów płyt, które byśmy ocenili najwyżej w naszej skali); nie "najważniejszych" (twórców nowinek, gałęzi, nurtów) – a "esencjonalnych", stanowiących fundament dla interesowania się muzyką pop. Po prostu sama śmietanka: to, w co powinieneś/powinnaś, drogi/droga czytelniku/czytelniczko-pasjonacie/pasjonatko, wtajemniczyć nowo poznaną/poznanego partnerkę/partnera, która/który kompletnie nie ma pojęcia o "dobrej muzie". Kompendium informacji na temat tego, "o co w tym całym dissowaniu chodzi. I już jest wasza ciekawość zaspokojona?".



150DEPECHE MODE



Miejsce:
Basildon (Anglia).

Lata aktywności:
1980-teraz.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Martin Gore – mastermind projektu, multiinstrumentalista (choć wszystko układa na gitarze), główny kompozytor, drugi śpiewak zespołu (niestety z wiekiem jego wokale coraz bardziej upodabniają się do lirycznych wyczynów Michała Bajora); Dave Gahan – wokalista, bożyszcze tłumów i tancerz wyborowy; Andy Fletcher – klawiszowiec, który pełni rolę Ringo Starra, ale gra z przejęciem na koncertach; Alan Wilder – klawiszowiec; Vince Clark – od niego się zaczęło, jest odpowiedzialny za śmieszny synth-popowy debiut, ale opuścił grupę jeszcze przed nagrywaniem (solidnego skądinąd) sofomora A Broken Frame.

Dlaczego właśnie oni?
Niewiele było tak długowiecznych instytucji w mainstreamowej elektronice, odciskających piętno na synth- i electro-popie przez ponad dekadę. To muzyka nieskomplikowana, ale Gore zawsze miał otwartą głowę i zmysł do mocarnych hooków na granicy kiczu.

Dziura w stogu siana:
Ostatnie płyty wyjątkowo nie dają rady, a single z Sounds Of The Universe należą do najgorszych w ich dorobku, włącznie z solowymi.

5 esencjonalnych kawałków:
"Black Celebration", "Here Is The House", "Enjoy The Silence", "Policy Of Truth", "It's No Good".

Opis na GG:
"Lets play master and servant".

Płyta, której wstyd nie mieć:
Co kto lubi, najbardziej wszechstronna Black Celebration, najbardziej indie Violator, najbardziej niedoceniana Ultra.

Influenced by:
Kraftwerk, Bowie, Bryan Ferry, Gary Numan.

Influence on:
Mainstreamowa chwytliwa elektronika dla nastolatków i osób w średnim wieku; electro-pop; rzesze typów i typiar w czarnych płaszczach.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Eurythmics, Spandau Ballet, Soft Cell, OMD, Culture Club, Tears For Fears.

Coś jeszcze?
Chociaż w Polsce Depeche Mode często wymieniani są jednym tchem z "the shittiest band in the world" na czele z "political dickhead" Bono (i rzeczywiście mogą pochwalić się podobną "bazą fanów"), to jednak Gore i Gahan kładą lachę na politykę, nie wypowiadają się o braku wody pitnej w Azji i nie walczą z epidemią AIDS w Afryce. Depeche Mode gardzi koncertami charytatywnymi, uważając je za bucowską formę autopromocji. A z ciekawostek zupełnie na marginesie, lider formacji Martin Gore w wieku 30 lat dowiedział się, że jest synem Murzyna. Po tym odkryciu zmienił nazwisko z Gore na bardziej murzyńskie Lee Gore.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Michał Zagroba


149GALAXIE 500



Miejsce:
Boston (USA).

Lata aktywności:
1986-1991.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Dean Wareham, Damon Krukowski, Naomi Yang.

Dlaczego właśnie oni?
Problem w tym, że nie jest do końca jasne w czym dokładnie tkwi tajemnica tej trójki, dosyć słabo grających na swych instrumentach, muzyków z Bostonu. Nie wiadomo czy jest to brzmiący jak mamrot z psychiatryka, jękliwy, rozwodniony dodatkowo pogłosem, wokal Warehama, czy harmonie najprostszych na świecie akordów, z nutami basu, nieśmiało wygrywanymi przez Yang, czy może spóźniająca się i nie trzymająca rytmu perkusja Krukowskiego. Weźmy takie "Tell Me", albo "Snowstorm", albo "Strange" – KAŻDY z tych utworów zaczyna się dokładnie w ten sam sposób, to jest zagranym powoli i niedbale, przez co ledwie słyszalnym, podobnie brzmiącym akordem (jakby ktoś chciał, taby do "Strange" to: G, D, a – riff można znaleźć tak samo łatwo, a fajnie się gra, także polecam). Tylko niezdefiniowana dotąd *magia*, coś nieodgadnionego i metafizycznego, sprawia, że te (na pierwszy rzut oka słabiutkie) kompozycje rozwijają się w prześliczne, wypełnione sprzecznymi uczuciami, ponadczasowe, dream-popowe ballady.

Dziura w stogu siana:
Jedyne wąty jakie mógłbym mieć odnoszą się do lekko przydługich fragmentów z This Is Our Music, ale to są nieistotne szczegóły (równie dobrze w czasie słuchania mogłem akurat mieć słabszy dzień). Generalnie jakiekolwiek slowcore'owe smęcenie w wykonaniu tej ekipy jest miodem na moje serce.

5 esencjonalnych kawałków:
"Tugboat", "Blue Thunder", "Strange", "Tell Me", "Fourth Of July".

Opis na GG:
"I went alone down to the drugstore / I went in back and took a Coke".

Płyta, której wstyd nie mieć:
On Fire.

Influenced by:
Ford Galaxie 500, Nowy Jork, George Harrison, Yoko Ono, Red Krayola, Joy Division, New Order, The Velvet Underground, Jonathan Richman, Spacemen 3.

Influence on:
Low, Xiu Xiu, Pale Saints, Yume Bitsu... Generalnie Galaxie 500 uważa się za prekursorów całej sceny slo-core'owej lat 90-tych oraz współtwórców fundamentu dla klimatów shoegaze'owych.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Luna, Damon And Naomi, Magic Hour. Ponadto: Slowdive, Codeine, Bedhead, Catherine Wheel, Swerverdriver, Ride, Pale Saints, Yo La Tengo, Red House Painters.

Coś jeszcze?
No, this one is not The Connells...

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Paweł Greczyn


148UNITED STATES OF AMERICA



Miejsce:
Los Angeles (USA).

Lata aktywności:
1967-1968.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Joseph Byrd – muzyk o zapleczu akademickim, przesiąknięty kontrkulturowym klimatem UCLA, mózg całego przedsięwzięcia; Dorothy Moskowitz – posiadaczka charakterystycznego, eteryczno-onirycznego wokalu.

Dlaczego właśnie oni?
Jeśli chodzi o kulturę popularną to śmiało można powiedzieć, że cała nasza współczesna jej wersja to tylko przypisy do tej wykrystalizowanej w końcu lat sześćdziesiątych. Nawet muzyka elektroniczna, kojarząca się zdecydowanie z późniejszymi czasami, swoje podstawowe formy i podejścia wypracowała ponad czterdzieści lat temu. Pierwsza i jedyna płyta U.S.A. to jeden z najlepszych okazów wczesnego wykorzystania potencjału syntetycznych dźwięków w połączeniu z organiczną tkanką brzmieniową opartą na klasycznym instrumentarium.

Dziura w stogu siana:
Do głowy przychodzą mi typowe grzechy muzyki psychodelicznej z epoki, czyli wyłaniające się sporadycznie przesycenie i prze-sadyzm stylistyczny plus lekko naiwna, lewoskrętna ideologia w warstwie przekazu.

5 esencjonalnych kawałków:
"The American Metaphysical Circus", "The Garden Of Earthly Delights" , "Cloud Song", "Where Is Yesterday" ,"The American Way of Love".

Opis na GG:
"We'll have good-time music / Electric good-time music / California good-time music / Hmmm, yeah".

Płyta, której wstyd nie mieć:
The United States Of America.

Influenced by:
Rock psychodeliczny, sunshine pop, dixieland jazz, awangarda, muzyka konkretna.

Influence on:
Każdy kto z nadzieją wydobycia jakiegoś intrygującego brzmienia podłączy pod laptopa chociażby gwizdek musi żyć z myślą, że od blisko czterdziestu lat nie jest to nic specjalnie odkrywczego.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Joe Byrd & The Field Hippies, kolejny projekt Byrda po rozpadzie U.S.A. Równie, a może nawet bardziej ambitny w założeniach, ale zdecydowanie mniej udany w wykonaniu.

Coś jeszcze?
Spuścizna U.S.A. (czy w ogóle poszukującego popu z epoki) wybrzmiewa głębokim echem w twórczości takich brytyjskich zespołów z lat dziewięćdziesiątych jak Stereolab, Plone, Pram, Broadcast. Idąc tym "retro futurystycznym" tropem zahaczyłbym też o Portishead (porównajmy na przykład to z tym), a może nawet Radiohead.

Linki:
Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Paweł Nowotarski


147THROBBING GRISTLE



Miejsce:
Londyn (Anglia).

Lata aktywności:
1975-1981; 2004-obecnie.

Kluczowe postaci i ich wkład:
W skład tej ekipy performerów, skandalistów i oblechów wchodzą następujące postaci: frontman Genesis P-Orridge, gitarzystka Cosey Fani Tutti, i dokonujący cudów w zakresie inżynierii dźwiękowej Peter "Sleazy" Christopherson oraz Chris Carter.

Dlaczego właśnie oni?
Z czołowych grup parających się w latach 70-tych "antymuzyką", dłubiących w brzydocie i artystycznej prowokacji, używających chaosu by odzwierciedlić kiepską kondycję cywilizacji, Throbbing Gristle poszli najdalej, to jest najdalej od post-punka, a najbliżej kakofonicznego industrialu. Przedzierając się przez stylistyczne dziczyzny zniekształconych noise'owych kolaży, zostawiając za sobą poczucie niesmaku i zgorszenia, dotarli ostatecznie do najbardziej inspirującej formuły, godzącej obsceniczne eksperymenty z elementami przyswajalnymi, pseudotanecznymi.

Dziura w stogu siana:
Jeśli muzykę popularną potraktować jak jeden organizm, industrial reprezentowałby końcowy odcinek przewodu pokarmowego – można uznać jego oczyszczającą, konieczną funkcję, ale z jego produktami nie chce się zbyt długo obcować.

5 esencjonalnych kawałków:
"United", "Hamburger Lady", "Hot On The Heels Of Love", "20 Jazz Funk Greats", "Something Came Over Me".

Opis na GG:
"I'm hot on the heels of love / Waiting for help from above".

Płyta, której wstyd nie mieć:
20 Jazz Funk Greats.

Influenced by:
Eksperymenty krautrockowe, wszelkie style free.

Influence on:
Z ważniejszych grup Current 93, Einsturzende Neubauten, Swans, ale ogólnie zainspirowali rozwój industrialu i przeróżnych podgatunków w rodzaju dark ambient, electro-noise etc.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Cabaret Voltaire, Psychic TV, William S. Burroughs, Leather Nun, Coil.

Coś jeszcze?
Żeby w pełni odebrać zjawisko Throbbing Gristle nie wystarczy zaangażować się w generowane przez nich mutacje dźwiękowe. To był hardkor totalny – wśród wątków eksplorowanych przez TG najczęściej pojawiały się tematy pornograficzne, sadystyczne, masochistyczne, wszelkiego typu perwersja i obrzydliwość, faszyzm, zbrodnia i defekacja. Ci kolesie naprawdę nie żartowali. W 2005 roku portale industrialne obiegła informacja, że Orridge przeszedł serię operacji plastycznych. Powiększyl sobie implanty i może się teraz poszczycić miseczką D! Gitarzystka Tutti, była kochanka Orridge'a, przed TG występowała w niskobudżetowym porno.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Michał Zagroba


146ANIMAL COLLECTIVE



Miejsce:
Baltimore (USA).

Lata aktywności:
2000-teraz.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Avey Tare (David Portner), Panda Bear (Noah Lennox).

Dlaczego właśnie oni?
Nie ukrywam, że drażni mnie cała ta szczeniacka moda na Animal Collective. Jakieś czekanie dwie godziny żeby wejść do klubu, bo banda indie-dzieciaków przyszła się zabawić na koncercie aktualnie lansiarskiego zespołu. Wkurza mnie to. Dopiero gdy przebiję się przez tę całą niesmaczną otoczkę, założę słuchawy i zostanę sam na sam z muzyką, uświadamiam sobie, że to przecież nie ma znaczenia. Wtedy liczy się tylko i wyłącznie niepospolita mieszanka talentu, wrażliwości i bogactwa osobowości Aveya, Pandy i reszty. Twórczość Amerykanów (a najpełniej niemal czczony przez nas niczym bóstwo Spirit They're Gone, Spirit They've Vanished), przedstawia to czego w Porcys szukamy słuchając płyt – niczym nieograniczoną wolność tworzenia artysty, idącą w parze z nieprzeciętnymi umiejętnościami znajdowania niebanalnych środków wyrazu, w celu jak najlepszego wyrażenia siebie. Więc jeśli nie jesteście (jeszcze) zagorzałymi fanami "Kolektywu" lub lubicie, ale jednocześnie zastanawiacie się jakim cudem takie młokosy znalazły się wśród naszej "plejady gwiazd", to wiedzcie, że zasługi ich już są niepodważalne. Poza doprowadzeniem do łez wzruszenia lwiej części redakcji Porcys, kolesie wyprowadzili sztandar eksperymentalnego (psych-)popu na zupełnie nowe, nieodkryte dotąd rejony. Szacun.

Dziura w stogu siana:
Problem z "Animalami" jest taki, że czasem zdarza im się zbytnio odpłynąć w najdalsze zakamarki swej popapranej weny twórczej, co dla odbiorcy nie zawsze bywa przyjemne. Byłem niedawno na jednym z ich występów w Toronto i wszystko było okej, dopóki grali rzeczy w stylu "Chocolate Girl" czy "Fireworks", czyli konkret. Gdy jednak zaczęło się jakieś szaleńczo dzikie, noise'owe improwizowanie, szybko przestało mi się tam podobać. W sumie na koncertach jeszcze spoko, zawsze można sobie wyjść na zewnątrz, na hot-doga (niby 3 dolary, ale są zajebiste), gorzej gdy dzieje się tak na albumach studyjnych.

5 esencjonalnych kawałków:
"April And The Phantom", "Leaf House", "For Reverend Green", "Peacebone", "In The Flowers".

Opis na GG:
"Oh my goodness! / Now my singing voice is gone! / ...my singing voice is gone".

Płyta, której wstyd nie mieć:
Spirit They're Gone, Spirit They've Vanished.

Influenced by:
Beach Boys, Black Dice, David Bowie, dżem truskawkowy serwowany do bułki z masłem w samolocie lecącym do Grecji, Flaming Lips, Kristín Anna Valtýsdóttir (ta ładniejsza bliźniaczka z Múm, przy okazji żona Avey'a), Mercury Rev, "Merriweather Post Pavilion" – odkryta scena, znajdująca się w Symphony Woods (Columbia, Maryland), Ok Computer, The Incredible String Band, The Residents.

Influence on:
Ariel Pink, Grizzly Bear, High Places i w sumie co druga kapelka próbująca dziś zaistnieć na łamach PFM...

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Person Pitch, Pullhair Rubeye, Young Prayer. Ponadto: Olivia Tremor Control, Xiu Xiu, Department Of Eagles, Fiery Furnaces, Fog, Manitoba/Caribou.

Coś jeszcze?
Moja dziewczyna powiedziała, że jej były chłopak powiedział, że jego bliski znajomy Panda powiedział, że od Strawberry Jam ich twórczość stała się bardziej sposobem na zarabianie pieniędzy, niż wyrażaniem siebie. Hm... też mieliście takie wrażenie?

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Paweł Greczyn


145MOUSE ON MARS



Miejsce:
Düsseldorf (Niemcy).

Lata aktywności:
1993-teraz.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Jan St. Werner i Andi Toma. I jeszcze ich perkusista Dodo NKishi (od 2004 roku). Dodajmy członków Seefeel, bo oni polecili ich swojej wytwórni.

Dlaczego właśnie oni?
Niemcy tworzą najlepszą kwaśną elektronikę, to wiadomo od lat. Choć Aphex Twin i Autechre osiągnęli większy komercyjny sukces, Mouse On Mars reprezentują niesamowicie szerokie horyzonty. Werner i Toma niby nigdy nie odkryli nic nowego, natomiast potrafili jak nikt mieszać ambient, acid, techno, IDM i dziesiątki innych pokrewnych zjawisk, serwując odpornemu na hałas słuchaczowi orgię brzmień i motywów. Zagadką pozostaje, czy Mouse On Mars rzeczywiście przesłuchali całą syntetyczną muzykę świata, czy po prostu mają tak niesamowitą, wspomaganą hardymi niemieckimi dopalaczami, wyobraźnię. Pewne jest natomiast, że niemal każdy godny uwagi nurt zbliżony do techno znalazł odzwierciedlenie w ich nagraniach.

Dziura w stogu siana:
Mouse On Mars przebili się do mainstreamu swoimi najbardziej chwytliwymi kawałkami z kategorii "śmiesznych", które prawie w ogóle nie odzwierciedlają zawartości krążków. Dlatego czternastolatkom kojarzą się przede wszystkim z głupawymi dźwiękami. Istotny wątek z mojej strony, bo to wina ich samych (względnie – wytwórni).

5 esencjonalnych kawałków:
"Bib", "Juju", "Twift Shoeblade", "Distroia", "Actionist Respoke".

Opis na GG:
bzzzzt! bum! dzyń!

Płyta, której wstyd nie mieć:
Chyba nie ma JEDNEJ płyty, która wybija się z szeregu. Równy, bardzo wysoki poziom trzymają ich wszystkie krążki z lat dziewięćdziesiątych. A Iaora Tahiti i jego następca Autoditacker rządzą pod względem wielości odniesień.

Influenced by:
Faust, Kraftwerk, Neu!, Can.

Influence on:
Locust, Mr. Oizo, Flying Lotus, Chris Clark.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Oval, Microstoria a także najróżniejsi koledzy ze stajni Thrill Jockey, z którymi Mouse On Mars okazjonalnie współpracowali; Two Lone Swordsmen, Freeform, Plaid.

Coś jeszcze?
Najwdzięcznejszą anegdotą jest ta o ich pierwszym spotkaniu na koncercie death-metalowym. Z drugiej strony okazuje się, że mógł być to sklep ze zdrową żywnością (nie wierzę w żadną z wersji). Niektóre strony fanowskie twierdzą, że znali się od dziecka, bo przyszli na świat w tym samym szpitalu. W to też nie wierzę.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Filip Kekusz


144SLAYER



Miejsce:
Los Angeles (USA).

Lata aktywności:
1981-teraz.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Tom Araya – definicja agresywnego metalowego wokalu bez wioski i growlu; Jeff Haneman i Kerry King jako jeden z najbardziej oszalałych duetów wioślarzy w dziejach (solówki to chyba coś tam "zdefiniowały"), a, i Dave Lombardo – gdybym nie pisał do Porcys, to zauważyłbym, że "demon szybkości", powiedzmy.

Dlaczego właśnie oni?
Za niesamowicie *inteligentne*, połamane riffy, bezkompromisowość i momentami błyskotliwą adaptację punka na obcy nam wszakże grunt. Odpowiedzialni są za połowę dzisiejszego brutalnego metalu, od thrashu, przez death, po black i w ogóle. No po prostu klękajcie narody.

Dziura w stogu siana:
Ten debiut to mimo względnej solidności jednak dosyć groteskowo brzmi, a i te "produkcje" od Seasons In The Abyss to trochę jakieś takie "za nowoczesne", hie hie. A poza tym są odpowiedzialni za połowę dzisiejszego brutalnego metalu...

5 esencjonalnych kawałków:
"Angel Of Death", "Raining Blood", "Seasons In The Abyss", "Silent Scream", "South Of Heaven".

Opis na GG:
Co wy niepoważni będziecie se metalowe opisy ustawiać? Ale na chwilę pozwolę sobie uzurpować prawo do poszerzenia skromnej w zamyśle rubryczki. Za polską Wikipedią: "Na South Of Heaven po raz pierwszy w karierze muzyków obok tekstów o śmierci i zabijaniu pojawiły się teksty o pozytywnym przesłaniu, np. "Silent Scream", sprzeciwiający się aborcji, czy też "Mandatory Suicide", opowiadający o okrucieństwach wojny, które wspomina żołnierz". A więc, jako że mamy sierpień, trochę pozytywnego przesłania: "A vile smell, like tasting death / Dead bodies, dying and wounded".

Płyta, której wstyd nie mieć:
Reign In Blood.

Influenced by:
Black Sabbath, New Wave of British Heavy Metal, polecam także płytkę Undisputed Attitude.

Influence on:
Death, Pantera, Morbid Angel, Sepultura.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Cynic, Venom, Celtic Frost, Obituary, Entombed.

Coś jeszcze?
Chodzi o to, że jeden polski dziennikarz napisał kiedyś, ale pamiętam jak przez mgłę: "Reign In Blood-Blood Sugar Sex Magic-Vol. 3: Subliminal Verses? Bardzo możliwe". Jak ktoś wie o co chodzi, to podaję namiary.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Łukasz Łachecki


143JEFFERSON AIRPLANE



Miejsce:
San Francisco (USA).

Lata aktywności:
1965-1972; 1989.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Marty Balin, Grace Slick, Jorma Kaukonen, Paul Kantner, Jack Casady, Spencer Dryden.

Dlaczego właśnie oni?
Dwie podstawowe sprawy. Po pierwsze, byli jednym z symboli hippisowskiej, acidowej sceny San Francisco drugiej połowy lat 60-tych i najciekawszym reprezentantem psychodelicznego folk-rocka. Po drugie, jak na zespół pojawiający się na szczytach list stosunkowo często kombinowali z tradycyjnymi formatami piosenkowymi (głównie na followerze Surrealistic Pillow).

Dziura w stogu siana:
No bądźmy szczerzy do bólu: z zastrzeżeniem Surrealistic na longplayach Jeffersonów sporo wypełniacza się znajdzie.

5 esencjonalnych kawałków:
"Somebody To Love", "White Rabbit", "Watch Her Ride", "Eskimo Blue Day", "Long John Silver".

Opis na GG:
"One pill makes you larger, and one pill makes you small. And the ones that mother gives you don't do anything at all. Go ask Alice, when she's ten feet tall".

Płyta, której wstyd nie mieć:
Surrealistic Pillow.

Influenced by:
Byrds, Baez, Dylan, Beach Boys.

Influence on:
Fairport Convention, współcześnie bardziej konwencjonalne folk-rockowe rzeczy z leciutką domieszką psychodelii (Jayhawks i tym podobne).

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Grateful Dead, Charlatans.

Coś jeszcze?
Najsłynniejszy song Jefferson Airplane, wykorzystany w dziesiątkach hollywoodzkich filmów, "Somebody To Love", o mały włos zmarnowałby się jako piosenka poprzedniej kapeli Grace Slick, czyli Great Society. Na szczęście transfer byłej modelki do Jefferson Airplane nastąpił w odpowiedniej chwili i to właśnie jej mocarny hymn utorował drogę nowej kapeli Slick w mainstreamie.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Michał Zagroba


142HÜSKER DÜ



Miejsce:
Minneapolis-Saint Paul (USA).

Lata aktywności:
1979-1988.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Bob Mould – gitara, wokal; Grant Hart – perkusja, wokal; Greg Norton – bass. Być może o przewaga Hüsker Dü nad wieloma innymi zespołami z tamtego okresu wynikała z faktu, iż posiadał on dwóch świetnych songwriterów. Hart raczej wiódł prym w ilości przebojów, co stawia go w ścisłej czołówce perkusistów-kompozytorów. Zespół zaczynał i kończył w identycznym składzie, co też nie zdarza się tak często.

Dlaczego właśnie oni?
Chluba Minneapolis i całej Ameryki. Wraz z Black Flag i Minor Threat rozkręcali hardcore w Ameryce, tyle, że ich drogi bardzo szybko się rozeszły. HD od początku miało wielkie ambicje, którym upust dało w epickim, 70-minutowym Zen Arcade, na którym mieszali punk z psychodelą, wstawkami na fortepianie i brzmieniami akustycznymi. Pierwsza tak ambitna płyta w tej kategorii (w tym samym roku wychodzi również wielkie Double Nickels On The Dime Minutemen, któremu też należy oddać cześć). Co więcej, po tym ogromnym albumie Mould z kolegami nagrywają równie duże New Day Rising, odrobinę bardziej piosenkowe, choć wciąż pełne jazgotliwych, ciężkich riffów. Tym niemniej kierunek został naznaczony i na następnych (również dobrych płytach) Hüsker Dü sięga po patenty bardziej popowe, tworząc przystępniejsze piosenki. Ilość gitarowych wymiataczy tworzonych przez ten punkowy zespół sprawiła, że stał się on pierwszym amerykańskim zespołem z kręgu niezależnych, który podpisał umowę z wielką wytwórnią (Warner).

Dziura w stogu siana:
Być może to przez poszanowanie i szacunek do Zen Arcade oraz New Day Rising nie mogę się przekonać do późniejszych singli zespołu. To są bardzo dobre piosenki, ale jakoś średnio mi pasują do tej grupy.

5 esencjonalnych kawałków:
"Turn On The News", "New Day Rising", "Pink Turns To Blue", "Makes No Sense At All", "Girl Who Lives On Heaven Hill".

Opis na GG:
Husker du what the music meant?

Płyta, której wstyd nie mieć:
Zen Arcade.

Influenced by:
Black Flag, Ramones, Buzzcocks.

Influence on:
Big Black, Sunny Day Real Estate, Fugazi, Fucked Up.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Sugar – poboczny projekt Moulda, czerpiący bardziej z alternatywnego rocka niż z punka (Beaster i F.U.E.L. warte sprawdzenia). Minutemen – kolejny punkowy zespół zbierający ludzi o bardzo otwartych głowach (podwójny Double Nickels On The Dime, łączący w sobie mocne wpływy bluesa, jazzu czy funku, jest jedną z płyt, które znać trzeba). Bob Mould to jak widać bardzo aktywny muzyk, o bardzo rozległej dyskografii (mogę polecić akustyczne Workbook z udziałem muzyków Pere Ubu oraz bardziej rockowy album Bob Mould).

Coś jeszcze?
Znaną kwestią jest rywalizacja Hüsker Dü z The Replacements. Zespoły pochodzą z jednego miasta, grały podobnie i wydawały w tym samym czasie. W 1984 roku oba publikują swoje największe dzieła. Christgau elegancko wybrnął z ferowania wyroków, pisząc że jakkolwiek woli bardziej melodyjne Let It Be, to w końcoworocznym plebiscycie singli oddał swój głos na "Turn On The News". Przeglądając wywiady z Mouldem odnosi się wrażenie sporego szacunku dla kolegów po fachu, zresztą Replacements na swojej płycie nagrali utwór pod tytułem "Somethin' To Dü". Hüsker Dü jest prawdopodobnie jednym z bardzo nielicznych zespołów punkowych, w których większość składu stanowią homoseksualiści.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Jan Błaszczak


141SNOOP DOGG



Miejsce:
Long Beach (USA).

Lata aktywności:
1992-teraz.

Kluczowe postaci i ich wkład:
Dr. Dre, za pośrednictwem brata przedstawiony Snoopowi, w 1992 objawił go światu na własnym The Chronic, a rok później wyprodukował mu debiutancki Doggystyle.

Dlaczego właśnie on?
Jak upodlony byłby dziś gangsta rap gdyby nie, zabezpieczony przez Snoopa, czynnik "meta"? Nie ma w tych okolicach nikogo bardziej rozbrajającego. Także jeśli ktoś was będzie z pistoletem w nocy zaczepiał, i celując w was zacznie okiem mrugać, to mu powiedzcie, że słuchacie Snoop Doggy Dogga, bo może to jego die-hard epigon was właśnie niepokoi.

Dziura w stogu siana
Zero konsekwencji. Kiedy ktoś przywłaszcza sobie lirycznie obszar koksu, dziwek i strzelanin to nurt koncyliacyjny i hasło "stop przemocy" powinien omijać szerokim łukiem. Takie rzeczy sieją zamęt w rap grze i na ulicach. Ja się gubię, ja nie wiem, którą drogą podążać. Młodzież nie powinna wiedzieć, że żyjemy w czasach płynnej tożsamości.

5 esencjonalnych kawałków:
"Who Am I (What's My Name?)", "Gin & Juice", "Lodi Dodi", "Beautiful", "Drop It Like It's Hot".

Opis na GG:
"I'll be gentile, sentimental. Shit, we fucked in a rental".

Płyta, której wstyd nie mieć:
Doggystyle.

Influenced by:
N.W.A., Compton's Most Wanted, George Clinton, Ice-T.

Influence on:
The Game, Lil' Kim, G-Unit, T. I., Clipse.

Księstwa przyległe, lenna i terytoria zamorskie:
Warren G, Nate Dogg, Tha Dogg Pound, The Lady Of Rage, Tha Eastsidaz, Doggy's Angels, The Neptunes.

Coś jeszcze?
Snoop wystąpił w autorskim pornolu, rodzicielskim reality show, rapował w Bollywood, reklamował St. Ides, hot dogi i gumę Orbit, podkładał głos w Arturze i Minimkach. Marzy mi się kolaboracja z Zanussim.

Linki:
Strona oficjalna | Hasło na Wikipedii | Hasło na AMG | Klipy na YouTube

–Aleksandra Graczyk


#150-141    #140-131    #130-121    #120-111    #110-101    #100-91    #90-81    #80-71    #70-61
#60-51    #50-41    #40-31    #30-21    #20-11    #10-1   

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)