RECENZJE

Lenny Valentino
Uwaga! Jedzie Tramwaj

2001, Sissy 9.2

Każdy ma wspomnienia z dzieciństwa. Lepsze, gorsze, a nawet absolutny brak jest przecież pewną ich formą. Zdaniem wielu dzieciństwo w największej mierze decyduje o tym, jaki człowiek jest przez całe życie. Percepcja rzeczywistości jest wtedy najbardziej skondensowana, co w połączeniu z wyostrzoną wrażliwością owocuje zakodowaniem pewnych trwałych wyobrażeń o istocie świata. I jakbyście mocno chcieli, nie uwolnicie się od nich nigdy. Zostaną, choćby w podświadomej formie, będą tkwić w was głęboko. Więcej: już zawsze będą miały największy wpływ na wasz sposób myślenia i czucia.

Wstęp powyższy uświadomił mi, że opisywanie Uwaga! Jedzie Tramwaj mija się w pewnym sensie z celem. Słowa są niczym w porównaniu z doznaniami. Bo tę płytę się przeżywa. Jak rzadko którą. Nie bronię nikomu się o niej wypowiadać; zresztą w następnych akapitach sam to uczynię, jak w porządnej recenzji być powinno. Nie jest to też ten rodzaj świętości, którą każde wypowiedziane słowo zubaża i profanuje. Nic z tych rzeczy. Zastanawiam się tylko, jak werbalnie oddać uczucia. Słowa są, jak wiadomo, tylko namiastką tego, co wewnątrz nas. I kiedy Artur Rojek śpiewa: "Ulice spalone słońcem / Motyle, cytrynki / W wannie gumowe rybki / Dzieci kochają delfiny", to nie potrafię powiedzieć, dlaczego mnie to wzrusza. Tak po prostu jest i już.

Historia Lenny Valentino zaczęła się kilka lat temu. Wiele ziaren przesypało się w klepsydrze, zanim ustalił się ostateczny skład zespołu. Zresztą, nie powinniśmy chyba nazywać ich zespołem, lecz projektem studyjno-koncertowym. Dość, że w realizacji albumu pomogli twórcom materiału, Arturowi Rojkowi (lider Myslovitz, jakby ktoś nie wiedział) i Mietallowi (dowodzi nową grupą o nazwie Negatyw) trzej muzycy wychwalanej na Porcys pod niebiosa Ścianki: Jacek Lachowicz, Arkadiusz Kowalczyk i Maciek Cieślak, który całość wyprodukował. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania, które i tak, przyznajmy, były niemałe.

Uwaga! Jedzie Tramwaj przekształca zapamiętane przez Rojka dziecięce lęki i marzenia w nową jakość artystyczną. Nie byłoby przesadą nazwanie tego albumu Sklepami Cynamonowymi polskiego rocka. Towarzyszymy wokaliście w jego intymnej podróży wstecz i jednocześnie jesteśmy przy nim obecni teraz. To niespodziewane zderzenie płaszczyzn czasowych wyzwala niepowtarzalną przestrzeń interpretatorską dla tych tekstów. Ba, zmienia sposób ich interpretacji. Ze względu bowiem na towarzyszącą im oprawę muzyczną, polega ona na odczuwaniu, w większym stopniu, niż rozumieniu.

Zwykła do pewnego stopnia akustyczna gitara otwiera album, by z sekundy na sekundę ujawnić jego wyjątkowy charakter. Aranżacje przygotowane wspólnymi siłami znajdują złoty środek między wyrafinowaniem, a skromnością. Już w pierwszym nagraniu, "Zniszczyłaś To Czy Zniszczyłem To Ja", elektryczne pianino Lachowicza i drżąca gitara Cieślaka, tak typowe dla nagrań Ścianki, wprowadzają uroczysty klimat. Natomiast "Karuzele, Skutery, Rodeo" są już zwyczajnie majstersztykiem. Podczas, gdy Rojek opowiada o dziecięcych emocjach związanych z wizytą w cyrku ("Pędzą mali na rowerach / Pędzą mali w karuzelach"), muzyka staje się po prostu tym cyrkiem. Wodewilowa melodyjka klawiszy, maszerujące bębny i świdrująca gitara sprawiają, że dosłownie widzimy Artura – małego brzdąca bawiącego się w cyrku. Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć – to niemożliwe. Trzeba usłyszeć na słuchawkach i zrozumieć ten efekt. Rzadko muzyka i tekst były tak nierozerwalną jednością.

Podobnie jak w "Jesteśmy Dla Siebie Wrogami". Zwyczajne trzy akordy gitary i pykający w tle, mechaniczny beat. Rojek ni to śpiewa, ni wypowiada prościutkie zdania. "Jesteśmy dla siebie wrogami / Choć mamy ten sam rozmiar butów / Czułości do siebie nie znamy / Żyjemy w poczuciu ciągłego bólu". To właśnie ten pozornie beznamiętny ton Artura sprawia, że coś się dzieje z moim karkiem w tym momencie. Łagodne gitary podwyższają tonację i grają tak, jakby się nigdy nic nie stało. Mój redakcyjny kolega wspomniał przy tej okazji o skojarzeniu z Ok Computer. Dokładnie! I nagle ta mozaika się kończy, przedwcześnie jakby. Urywa się na wysokości 1:38. Symbolizuje brak porozumienia między ludźmi – tak się urywa, jak to porozumienie właśnie. To niesamowite, jak im się to udało.

Płaczu nie było, bo jesteśmy twardzi, ale będzie. Jak nie teraz, to w następnym nagraniu, "Chłopiec Z Plasteliny". Najpiękniejsza melodia w zestawie, niemal krystalicznie piękna. Tą jedną kompozycją Rojek zdystansował wszystkich innych twórców muzyki na kontynencie. Niewinna, nieśmiała progresja akordów bliska jest doskonałości, naprawdę. "Światło gwiazdki na pościeli / Misie moje śpią na ziemi / Milczą całą noc / Nocą modlę się / Dziadek głaszcze mnie". I znów dzięki produkcyjnym cudom Cieślaka niemal widzimy małego Artura zasypiającego w ciemnym pokoju. Lecz Rojek serwuje tu jeszcze jedną rewelację, dwuwiersz: "Lato kończy się / Kasztany gniją, pada śnieg". Ilu to poetów próbowało opisać tak zwaną "cykliczność natury" w swoich wierszach? Jednak nikt nie zrobił tego tak idealnie – w płynny sposób zamykając nawet siedem miesięcy w trzydziestu pięciu znakach.

Zakładam, że przy "Dzieciach 2" jesteście już pogrążeni we łzach. Ten kolaż dobije was i sprawi, że przytkniecie okładkę płyty mocno do serca. Jednostajny rytm przywołujący mi na myśl "Tiny Cities Made Of Ashes" Modest Mouse jest opleciony w dźwiękowe cuda. Na tym tle słyszymy wypowiedzi małych dzieci opowiadających o swoich pragnieniach. W tym utworze panowie przekraczają pewną granicę grania na najgłębszych uczuciach ludzkich, tak, jak wcześniej Yorke przekroczył ją w wielu fragmentach Ok Computer. Ale robią to tak cudownie, że nie chcę, by przestawali. I nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł nie uronić przy tym ani jednej łzy.

Gdy będziecie je ocierać, rozpocznie się niezwykły utwór tytułowy, z cytowanym na początku tekstem. Po słowach: "Uwaga, jedzie tramwaj / Gdy jedzie, ziemia się trzęsie / Trzęsie się cały mój świat" następuje leniwa kulminacja z wybijającymi wolny rytm bębnami. Paradoksem jest pieśń "Dom Nauki Wrażeń": prosta, w zasadzie przewidywalna i banalna. Tak mi się wydało za pierwszym z nią zetknięciem. Później do mnie dotarło, że to rzecz natchniona. I znów nie umiem tego wytłumaczyć. To się czuje, dlaczego ta ballada jest czymś więcej. Na finał dostajemy trzy malownicze pejzaże: mroczne "Dla Taty", depresyjne "Trujące Kwiaty" i rozmarzone "Otto Pilotto".

Gdyby Radiohead zdecydowali się wydać Kid A i Amnesiac w jednym opakowaniu, Uwaga! Jedzie Tramwaj miałoby u mnie zapewniony tytuł albumu roku. Pewnie nigdy się nie dowiem, w jaki sposób Rojek, Cieślak i spółka osiągnęli efekt zespolenia liryki i muzyki w nierozerwalną całość. Jak poskładali poszczególne utwory w bajkę o własnej, niewysłowionej narracji. Z drugiej jednak strony, czy to jest istotne? Muzyka jest abstrakcją, nie można jej wyjaśnić żadnym ze znanych nam pojęć. Największe dzieła sztuki pozostają nieodgadnione. I w tym tkwi ich geniusz.

Borys Dejnarowicz    
14 stycznia 2002
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)