SPECJALNE - Rubryka
Playlist: Rezerwa: Kwiecień 2010
9 maja 2010
Kwietniowy zestaw rezerwowy oceniają Kamil Babacz, Borys Dejnarowicz, Ola Graczyk i Magda Janicka.

KB [8.0]: Dostaję zawału za każdym razem, gdy dziewczyny nagle na mnie wyskakują przy skipowaniu utworów w moim odtwarzaczu, ale potem wrażenia są już tylko przyjemne. Wskażcie mi tak dobry dance-pop zrobiony w Europie w ostatnich latach. Ubiegłoroczna Mini Viva? Bez jaj. Wstrzymanie beatu przed refrenem i jego pirotechniczny wystrzał to takie "pierdolnięcie" dla popmaniaków (Milky ma coś takiego w "Be My World", a Kylie w "Wow").
BD [7.5]: Ech, cie choroba, zaczynam doznawać trochę przy tym girlsbandzie. Numer może nie tak "progresywny" jak ten z kampanii natural beauty – tym razem bardziej Kate Ryan/Michael Gray via Stardust niż Max Tundra – ale do di(a)ska, jakie one mają stężenie zmian akordów na jeden obieg 4/4. Yasutaka Nakata rządzi. I przypomnienie wszystkim socjo-teoretykom komercyjnego popu – patrzcie, można mieć nie tylko doszlifowany, spójny, wyrazisty image/teledysk – ale i dobrą piosenkę. Nie będę wytykał palcami (lol przedszkolność), ale do przemyślenia.
AG [8.0]: Nie wiem, o czym śpiewają Perfumki, ale na szybko zgaduję, że: o wakacjach, deskorolkarzach, słuchaniu Stereolab, paleniu szlugów na parapecie w czerwcu, magicznej atmosferze krakowskiego rynku, majonezie kieleckim, lodach "Lulek", szminkach dla chłopaków, postkolonializmie, neonowej bieliźnie i smutnym losie Alana Turinga.
MHJ [6.5]: Błyszcząca produkcja na dystans do instytucji osobowości scenicznej. Filigranowe miłostki skrzętnie uwijają się z układem tanecznym, dzieląc melodyjnym cukrem. I takie kawaiiskie urokliwości mogę mieć, ale zawsze mówię, że trzeci odsłuch z rzędu piszczy w szynę kolejową.

KB [7.5]: Wiecie, Wojtek jest z Gdyni i ostatnio wszystkie najlepsze wyszukane przez niego utwory pachną morską bryzą. Spędziłem Majówkę w Trójmieście i tam w sumie naprawdę nie chce się słuchać innej muzyki, więc trochę mu zazdroszczę i obmyślam przeprowadzkę. "Another Day In Paradise", Spandau Ballet, New Kids On The Block, Stevie Wonder, "Steppin' Out", Quincy Jones, chillwave, yacht funk, wszystko razem i jeszcze trochę mniejszych skojarzeń.
BD [6.5]: Zatrąca fajnym r&b 90s. Raczej z połowy dekady. Lub z jej końca. W każdej chwili oczekuję głosu środkowej Mariji Keri. Banalne, mało złożone, ale "siedzi" (postać określenia "usiąść" w żargonie realizatorów nagrań). Jeśli mam pomarudzić, to nie wiem na ile jest to sprawna stylizacja, a na ile jednak lekkie upośledzenie tajmingu. A może jedno i drugie?
AG [7.0]: Ja na samym początku chciałam zaznaczyć, że Wojtek w tym odcinku grubo przesadził. Nie mam rączek jedenastu, ani tylu miejsc po przecinku, żeby różnicować wszystkie siódemki, które dziś padną. Więcej szitu za miesiąc albo bojkot.
MHJ [7.5]: Któraś, prince'owska woda po kisielu plus zdobycze techniki, spod ręki zdolnego, paryskiego bitmejkera. "Mamy ten styl, mamy ten funk / Mamy ten sznyt, mamy ten dar".

KB [8.5]: Niedoceniony w ostatnim playliście Hot Toddy może być najlepszym tanecznym utworem roku (jedna z najdziwniejszych ocen na Porcys od naprawdę dawna), a ten to co najmniej podium. Perfekcyjnej french-house'owej samplerce, wykombinowanej tutaj tak, żeby motywy nie zdążyły się ograć i znudzić, towarzyszy porywający shazamowy bas. Ja wiem, że nie każdy musi lubić tańczyć, ale ruszcie tyłki i kręćcie nimi mocno – "Believe" przetrenuje was lepiej niż godzina biegania.
BD [7.5]: No to akurat wiadomo – krąży po Europie. Wiadomo French Touchu.
AG [6.0]: Kwietniowa rezerwa jawi się monolitem. Wcześniej gościli rokersi, hip hopy, spedalone piosenki o miłości. Dziś wszystko brzmi jak wykrojone z jednego, solidnego seta, do którego człowiek poci się brokatem i fluorescencją. Nie ma litości, nie ma poza-funku.
MHJ [6.0]: Nie będziemy bawić się w płacenie. Stara szkoła, całkiem przyzwoitego, francuskiego dotyku.

KB [7.0]: Już kiedyś zrzuciłem winę na Allure, ale teraz znowu zachciało mi się grać w stare amigowe i pecetowe gry. Chyba po prostu brzmienia dzieciństwa się nie zapomina, no bo przecież tak dobrych melodii raczej tam nie było. Nie zdążyłem wziąć udziału w spytkach, ale na pytanie o ulubioną, jeszcze nie zaistniałą fuzję, nieoczekiwanie właśnie odkryłem odpowiedź: wziąć jakąś Sally Shapiro i wymieszać ją z amigowym brzmieniem gier z przełomu lat 80. i 90. Przecież jako dziecko nie zalapałem się na italo disco, ale jednak sentymentalnie mnie wzrusza, czego źródeł szukałbym w świecie starych komputerów. Nie wiem, czy dałoby się w to wrzucić wokalistkę, ale próbujcie.
BD [6.5]: Widzę, że narodziła się znienacka nowa kategoria tracków w elektronicznym popie: sielskie, kompetentne i nawet odpowiednio wielowarstwowe. Szkopuł w tym, że przestaję je od siebie odróżniać.
AG [7.0]: Mój pierwszy gameboy za dobre świadectwo, solidna tetris-maszyna. Liczbowy labirynt Plusika. Lizak-gwizdek i clip arty. W Games pogrywa dobrze wszystkim znany Jezus z Tigercity. Jak podróż sentymentalna, to tylko z nim.
MHJ [6.5]: Przyjemny landszafcik. Trochę basowej magmy i świdrującego skwierczenia w roli przebitek przez plamy z dopowiedziami wokalnymi. I już bez większych pretensji do chillwave' u.

KB [6.0]: Trzymam kciuki za bujający oldschool, chociaż brakuje mu charakteru. Ale wyobraźcie już sobie playlistę w radiu z paroma takimi utworami pod rząd. Czy nie jest miło?
BD [6.5]: W tych rezerwach "szukamy dobrego rapu" non stop. Spoko kandydat w sumie. Jak mi coś nastrojem nawiązuje do mid-90s hh, to od razu ma u mnie fory.
AG [7.5]: Kawałek Davida Bannera opowiadający o tym, jak wielkie felgi ma jego cadillac, jest dla mnie wzorcem jeśli chodzi o piosenkowy hip hop, i nie sądzę, żebym kiedykolwiek z niego wyrosła. "Do Wrong" nie pada daleko od jabłoni. Więcej mroku, UGK i warstw w podkładzie, ale chłopcy jadą równiutko. Gyeah.
MHJ [7.0]: Detektywistyczny motywik i mayfieldowskie rozprężenie. Sprawdzone ekipy oddają brzmienia na kleistych podeszwach. Włącz to, włącz, oburącz.

KB [6.5]: Zawsze lubię kiedy ktoś wraca do chicago-house'owego walenia w klawiaturę, szczególnie w tak kreatywny sposób. No bo mamy jeszcze zimny techniczny beat, ale jednocześnie ocieplony deepowymi i wokalnymi elementami. Dostajemy fajne, wakacyjne techno, które pewnie zagraliby w Haciendzie, gdyby mieli jak.
BD [6.5]: Underworld ja znam, lubię. Śmieszne co tam pod koniec z głosem wokalistki zrobiono, taki żarcik a la Herbert live.
AG [7.5]: Tzw. "jogging", przez pierwsze dwadzieścia podejść każdej wiosny jest koszmarem nie do opisania i gdybym mogła, słuchałabym trash metalu za każdym razem, kiedy truchtem wyruszam na okoliczne łąki. Z "Your Words Matter" nawet wbieganie na wał wiślany (czyli pod górkę) wchodzi łatwiej, a strzępy oskrzeli wykasływane przy furtce są w kolorze jakby zdrowszym niż zwykle.
MHJ [5.5]: W takich przypadkach zawsze trudno mi o kompleksowe załatwienie niedoborów psyche i somy. Fajnie działa poszatkkkowany klawisz i sampel mnie nie drażni.

KB [6.0]: Nie no, sympatyczne, a producent wie, co lubię, ale szkoda, że tak przyjemna muzyka jak neo soul (nawet jeśli, tak jak tu, nie w banalnej wersji) zbyt często nie daje się ani kochać, ani krytykować. No bo to niby ma być trochę nudne. Choć może jednak wyluzowane.
BD [7.5]: Ze względu na podkład numer da się lubić od pierwszych sekund i już zgrywam se, zabiorę na miasto – w słoneczniejsze dni będzie JAK ZNALAZŁ. Jednocześnie mam wrażenie, że FE zrobiliby z tego arcydzieło. I wcale niekoniecznie luka tkwi w głosie wyjczyni – raczej liczyłbym na rozprowadzenie tego z odrobiną głębszych emocji. Wciąż – lubię.
AG [6.0]: Utwór fajny i, choć nieco maślany, ma więcej godności niż Starshell. Nie żebym jakoś szczególnie ceniła godność, ale na dwa punkty akurat starczy.
MHJ [6.5]: Choć bardziej ulegam pogiętemu podkładowi, jakby spod ręki neo- producentów z L.A, to Shei też należą się racje. Narodzona z letniego hitu "Make It Funky For Me", studzi mafię pirotechników. Snująca się, soulująca ballada, nabita srebrnymi nitami.

KB [6.0]: Potencjał gość ma na pewno. Ogólnie fajne dziubanie między uk funky i dupstepem, a Riddickiem.
BD [6.5]: "Oto muzyka miasta, człowieku". Niedzielny popołudniowy spacer rozkminiając i omijając kałuże. To są jakieś "stepy" nadal czy już ma inną nazwę? Dżisas krajst, jaka równa dziś ta rezerwa. I prawie nic nie wystaje.
AG [7.0]: Space-step z ryzykowną fujarką. Pożywne, lekkostrawne, finał nie od rzeczy.
MHJ [6.5]: Przydubstep gołowąsa z Detroit, który nie dobił jescze 20-stki. IDM-owe skrawki, klekoty, czuła linia basu, poprzez które wybija się piszcząca, mantralna melodyjka, potem trochę ubuntowione kulminacje i bulgoty, i poniewczasie kawałek kończy się grubo i miękko, z lekkimi zakłóceniami. Bryl w zgrabnym łączeniu środków, przycięty bezbłędną produkcją. Marka dezodorantu na specjalne okazje. Tylko niech następnym razem trwa krócej.

KB [7.0]: Tępawa łupana, ale jednocześnie mój ulubiony wytwór neoeurodance'u, który chętnie widziałbym jako hit nadchodzącego lata. Kwadratowość Lady Gagi (podobno napisała to dla Britney), madonnowe "Everybody" w wersji zbliżonej bardziej do italo-disco-polo, niż wysublimowania "The Greatest Hit", w prechorusie na wokalu jakieś zawijasy i echa-chórki jak w "Stars Are Blind". Żadnych wyrafinowanych doznań estetycznych, ale jak dla mnie miecie i wciąga całkiem mocno. Fajne jest też przesunięcie akcentu na zwrotki i mostki, bo w refrenie nie ma nic i to naprawdę nie jest problem. Statystycznie zresztą zwykle nic się nie dzieje w zwrotkach, dlaczego miałaby to być reguła.
BD [4.0]: Z maski panna uruchamia kontekst soulowo-hh (w ogóle to jest człowiek na tej fotce czy manekin?), ale muzycznie zaskoczenie – obcujemy z upgrejdowanym nieco do aktualnych standardów brzmieniowych ITALO/EURO i to niestety z tych gorszych niż lepszych. A w sprawie Lady Gagi to nie wiem kto był pierwszy. Rozumiem że to sytuacja typu "Don't Cha" (Alamaze/PCD)?
AG [4.0]: Najbardziej niezamierzenie zabawny kawałek zestawu. Wsłuchajcie się i usłyszcie ten wschodnioeuropejski vibe: syntezator niechcący brzmiący jak akordeonista trupy cyrkowej znad Kołymy, kobieta z brodą wtóruje mu na cymbałach, na drugim planie lasery, cięcie drzewa na Huculszczyźnie. Brakuje tylko wstawki rapera zaczynającej się od "Wyciągam z szuflady swoje jablonexy".
MHJ [6.5]: Na letnie potancówki w nadbałtyckich kurortach. Dawno nie było tak zdemaskowanego densu.

KB [5.0]: Dajcie to Ramonie Ray i będzie jeden z singli roku. W tej sytuacji wokal gościa (coś pomiędzy typowym nu-indie i typowym neo soulym) zabija całe fantastyczne rozedrgane bogactwo podkładu, a rakieta choć zatankowana, trochę się dymi i nie startuje.
BD [5.0]: Jak na pop o elektronicznych fundamentach nie dostrzegam tu żadnej porywającej nuty, mimo rzemieślnictwa odbębnionego na cztery mniej. Bardziej wizualizacjami się mikro-zajawiłem. Odmaszerować, posłuchać Futrzaków, wyciągnąć wnioski.
AG [3.5]: Przewidywalne jak przelew od starych. Jedyną nowością w "Something I'm Not" jest segmentacja zżyny. Wpierw bit na gumce – oddala się i przybliża. Oh, Can You Teach Me How To Fight? Potem refren w manierze wokalnej Bowie-Murphy-Men at Work. Jakby tego było mało, na trzeciego dołożono LCD-dzwoneczki. No ja nie wiem...
MHJ [6.0]: Tłom przyznaję liczne racje. Są plastyczne, rozmyte, gdzie trzeba jakieś przyklaski, tełka na granicy dostrzegalności. Za to rozemocjonowany, spocony wokal przytamował przepływ dobrych nowin.