Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Po wyśmienitym, przeraźliwie bezwładnym Watching Movies With The Sound Off ("Avian", "S.D.S", dojebana płytka) Mac Miller miał małe szanse nie zsucharzyć, i kto słuchał zeszłorocznego GO:OD AM, ten wie jak daleko temu do tamtych wyżyn. "Dang! " to jednak zupełnie inna bajka. Pomo wyczarował idealny pod Millera, zamglony podkład, lądujący gdzieś między leniwym nu-disco Basanova a tegorocznym krążkiem Kaytranady i robiący robotę nawet, jeśli nie zwróci się uwagi na takie porozrzucane delicje, jak subtelna, puszczająca oko do 90s’owego bitmejkingu gitka albo narzucający się gdzieniegdzie, metaliczny wtręt – jakieś "Unique" GoldLinka się wkrada, nawet featuring się zgadza. No właśnie: ponoć Anderson.Paak byle gówna nie tyka; w tym wypadku trudno się nie zgodzić. –W.Chełmecki