
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.
Gdy słucham "Alone", to automatycznie przypominam sobie i tęsknię za wszystkimi piosenkami Jessie, które kojarzą mi się z jej debiutem lub zaistnieniem. "Running", "Sweet Talk", "110%", "Imagine It Was Us" czy nawet największy hit "Wildest Moments", którego mam już dość – każda z tych piosenek broniła się jakimś hookiem, refrenem, melodią albo groove'em, co w połączeniu z głosem Jessie dawało bardzo miły rezultat. Niestety wygląda na to, że każdy kolejny krążek Ware będzie coraz bardziej rozwlekły, luz zostanie zamieniony na patos, a błyskotliwość ustąpi miejsca nudzie. Wracając do "Alone" – trzecia z kolei zapowiedź Glasshouse (premiera 20 października) to przewidywalna ballada w duchu tych od Adele, więc właściwie nie za bardzo jest tu co komentować. Gdyby nie wokal Jessie (gospelowy hook przy słowie "home" na propsie), nie potrafiłbym w żaden sposób wybronić tego numeru. Tyle. I tak, pełen obaw, czekam na kolejny longplay Angielki – może jednak stanie się coś, co mnie zaskoczy? Bardzo bym tego chciał. –T.Skowyra
Oddajemy hołd tej nieuchwytnej, nadal nie do końca rozpoznanej dziedzinie kultury i rozrywki.