Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Musicie mi wybaczyć, że nakręcam hype jakieś 2 miesiące po premierze: musiałem mieć uszy w dupie, gdy pewnego sierpniowego wieczoru słuchałem tego kawałka i machnąłem ręką, bo po odświeżeniu i dzisiejszej sesji niezliczonych ripitów już się od niego nie uwolnię. Fantastyczny, skandowany refren, delikatna, sofciarska produkcja i duża sprawność w dozowaniu środków wyrazu – tyle trzeba, by piosenka o masturbacji przebojem wskoczyła do panteonu tegorocznych singli. Taylor Swift chciałaby nagrywać takie kawałki. -W.Chełmecki