Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Well, easy easy, jak śpiewał kiedyś pewien nieprzypadkowo wspomniany już w pierwszym zdaniu rudzielec. Z tym że Cosmo Pyke – przeciwnie do Archy’ego Marshalla – nie sprawia wrażenia, jakby w wieku 18 lat przeżywał katusze wieku średniego, a raczej jeździ na rowerze i cieszy się życiem. Wąs diabelski, chord anielski, rzekłby klasyk: to ten sam typ smoothiastej, krystalicznej, jazzowo niemal prowadzonej gitarki co u King Krule, ale podany w anturażu słonecznego przedmieścia i czekoladowych dredów. Urzeka rozmarzony, chwytliwy refren, intryguje zawiły przebieg kompozycji i tak sobie myślę, że warto chłopaka obserwować. –W.Chełmecki