Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Nowy numer Cloud Nothings leży dokładnie pomiędzy ich nieskomplikowanym gitarowym popem sprzed ponad pięciu wiosen, a najmroczniejszą dotąd w ich dyskografii produkcją – Here And Nowhere Else. Klucz dobierania singli pozostał niezmienny – Dylan Baldi stawia na refrenową anaforyczność haseł rzucanych ponad stopniowo intensyfikującym się gitarowo-perkusyjnym podkładem. Reasumując: chłopcy z Cleveland zdjęli stopy z pedałów, odbili od metaliczności overdrive'u nadającego (na spółkę z nadpobudliwymi bębnami Gerycza) ich ostatnim produkcjom "core'owego" charakteru, ale poza niuansami natury technicznej, wciąż pozostali wierni songwritingowi, który na stałe wprowadził ich do mainstreamu (począwszy od Attack On Memory). Amerykanie w ujęciu popowym na pewno nie rozczarowują i na chwilę obecną, znając jedynie "Modern Act", śmiało można powiedzieć, że miłość bądź nienawiść do najnowszego produktu pozostaje jedynie kwestią preferencji – albo lubi się Dylana bez charakterystycznej chrypki i harmonicznych, albo wracamy do krążka sprzed dwóch lat. –W.Tyczka