Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Od "Call Me Maybe" i wydanego na fali sukcesu singla albumu Kiss minęło już trochę czasu. Carly Rae Jepsen chodziło pewnie o dopilnowanie, by nie było wątpliwości, że kolejna piosenka również stanie się ogólnoświatowym przebojem, a Kanadyjka nie będzie zapamiętana jako one-hit wonder. Zaprzęgnięci do pomocy Jacob Kasher i Peter Svensson (tak, ten z Cardigans) nie bawili się w żadne subtelności i postawili na radosny, niepowstrzymany wybuch refrenu. Jest to wszystko oczywiście bardzo chwytliwe, a tekst odpowiednio repetytywny (słowo "really" pojawia się w nim 67 razy), tak żeby każdy był go w stanie szybko zapamiętać, ale brakuje jakiegokolwiek wyróżniającego ten kawałek elementu, jakim w "Call Me Maybe" były np. charakterystyczne smyki. Efekt jest taki, że podczas gdy poprzedni hit czarował niewymuszonością, to nowy próbuje wbić nam hook do głowy i nieustannie przypomina wybijającym się na pierwszy plan beatem, że mamy zacząć tańczyć i zapomnieć o wszelkich mankamentach. –P.Ejsmont