Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Choć do ostatnich poczynań Björk mam stosunek raczej letni, to kolejny rozdział jej współpracy z Arcą jest wystarczającą rekomendacją by sprawdzić zapowiadaną na listopad Utopię. "The Gate" zaczyna się baśniowym, elektronicznie zdeformowanym folkiem, który przywołuje z powrotem dzikie, nieznane, być może nigdy niewypowiedziane echa. Surowa, islandzka ziemia obserwowana z lotu ptaka przez okulary 3D, z czasem nabiera żywszych barw – brąz, szarość, żółtawa zieleń stają się bardziej wyraziste i spektakularne, jakby mało było zachwytów nad majestatycznymi krajobrazami wyspy, choć to zachwyty raczej z kategorii "mono no aware". Zbolały wokal Björk ma dużo miejsca na ekspresję – Arca kreśli dość oszczędne, amorficzne pejzaże, które stopniowo upiększa synthowymi kanonadami i właśnie w tych momentach tkwi największa siła "The Gate". "Typowa, późna Björk?" Znów na delikatny plus. –J.Bugdol