Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Sernik z chili
Składniki:
120g sera ricotta
120g kremowego sera kanapkowego
50g kremowego sera z koziego mleka
1 jajko
1 łyżka cukru
1 słodka, czerwona papryka
1-2 papryczki chili
50g dżemu morelowego
sól i pieprz
Przygotowanie:
Nagrzewamy piekarnik do 180C, a w tym czasie wykładamy tortownicę folią aluminiową i opalamy słodką paprykę, aby łatwiej się ją obierało. Miksujemy wszystkie sery z jajkiem, solą i pieprzem, a następnie dodajemy pokrojoną w cieńkie plasterki słodką paprykę i poszatkowaną papryczkę chili i mieszamy ręcznie. Tak przygotowaną masę przekładamy do tortownicy, którą umieszczamy w większej formie wypełnionej wrzącą wodą, tak by sięgała to 3/4 wysokości tortownicy i wstawiamy wszystko do piekarnika na 60 minut. Po godzinie uchylamy dzrzwiczki piekarnika i zostawiamy sernik do całkowitego wystygnięcia, a następnie dekorujemy dżemem morelowym. Miłych snów! –K.Michalak
Clairo to mieszkająca w Bostonie dziewiętnastolatka, która lubi od czasu do czasu nagrywać malutkie lo-fi popowe jamy (automat perkusyjny i klawisze w prostym programie do produkcji muzyki), które potem wrzuca na swojego SoundClouda. I pewnie mało kto dowiedziałby się o tej małolacie, gdyby nie "Pretty Girl" – piosenka, do której Clairo zrobiła "teledysk" w stylu karaoke, stała się jej pierwszym hitem (w końcu prawie 3 miliony odsłon to ładna liczba). Podejrzewam, że pokochano ją za niewinność i naturalność, która wręcz emanuje od dziewczyny. Ale ja pragnę na moment zatrzymać się przy samym kawałku: słodkie klawisze i bit maszyna w połączeniu z kiepskim soundem przywodzi na myśl Ariela Pinka i jego kolesi, ale Clairo ma też całkiem niezłe wyczucie melodii, więc nie zdziwcie się, jak po przesłuchaniu jej singla cały czas będziecie nucić refren i śpiewać w myślach: "I could be a pretty girl / I'll wear a skirt for you". Mnie już dawno to dopadło. –T.Skowyra
Trochę zapomnieliśmy już o projekcie Elizabeth Harper, tymczasem ta pochodząca z nowojorskiego Brooklynu artystka wraca z numerem wcale nie gorszym od piosenek pochodzących z jej debiutanckiej EP-ki Journal Of Ardency. Ciągle jest to electropop wysokiej próby, aksamitny wokal Liz lśni jak zawsze, natomiast subtelny refren odwołujący się, a jakże, do Wielkiego Jabłka z miejsca kasuje wszystkie tegoroczne produkcje bardziej utytułowanej konkurencji (Chromatics, patrzę na was). Nie jestem przekonany, czy "More Than You” przypadnie do gustu hipsterom z Williamsburga, ale nam już na pewno tak. –J.Marczuk
Jak lekko refren się tu podrywa z tego przyjemnego i prostego podkładu, w zasadzie niczego nie zmieniając w kwestii kompozycji. Unosi się wraz z wokalami Elizabeth Harper, poprzedzony krótką pauzą i wzbogacając bas delayem, a potem wraca do punktu wyjścia. Niby nic się nie stało, a tyle radości. I Mess Kid, i Moroder maczali tu palce, ale chociaż ciężko rozstrzygać, kto gdzie, to i tak cieszy mnie myśl, że ta miła, frywolna piosenka z nadchodzącej EP-ki “Movies”, zaskakuje witalnością, której pod koniec jeszcze więcej wyciska, dając do myślenia tuzinowi o pół wieku młodszych od Giorgio synth-popowców. –K.Pytel
Nie wiem, co pomyślicie o tej jednak instrumentalnej wiązce dźwięków, ale moim zdaniem duet Michael David i Tyler Blake lekko nawiązuje do eterycznego dance-post-popu Jensen Sportag. Chodzi mi o fikuśne, synthowe melodyjki (choć tak rozgałęzionymi liniami melodycznymi ta dwójka już nas raczyła) i przede wszystkim o pourywane, zgrabnie wtopione w elegancki, synth-popowy tok nagrania, skrawki i pasemka przetworzonych wokaliz. Natomiast sercem "Grecian Summer" jest rozkosznie rozlewający się po pasmach produkcji, truskawkowy sorbet na wysokości 2:04. A właśnie – produkcja też palce lizać, zatem jeżeli cały zbliżający się materiał Classixx (bo rozumiem, że to jest właśnie pierwszy zwiastun) będzie równie pyszny, to ja nie mam pytań. A na razie będę się cieszył tym, że greckie lato może mieć balearyczny posmak. –T.Skowyra
Drugi już teaser zapowiedzianego na styczeń albumu umiejscawia ekipę Dylana Baldiego gdzieś w środku tracklisty weezerowskiego Pinkertona, choć – powiedzmy to na głos – zaledwie jako przyzwoity wypełniacz. Warstwa instrumentalna poczciwie przywołuje przebojowe oblicze Cloud Nothings, ale kolejne segmenty melodyczne zmierzają donikąd, z doklejonym chyba w Photoshopie refrenem na czele, co sprawia wrażenie, że utwór trochę nie trzyma się kupy. "Internal World" potwierdza więc popowy kierunek Life Without Sound; niestety nie napawa przy tym przesadnym optymizmem, choć nadal po cichu liczę na więcej takich cukiereczów, jak "I’m Not Part Of Me". –W.Chełmecki
Nowy numer Cloud Nothings leży dokładnie pomiędzy ich nieskomplikowanym gitarowym popem sprzed ponad pięciu wiosen, a najmroczniejszą dotąd w ich dyskografii produkcją – Here And Nowhere Else. Klucz dobierania singli pozostał niezmienny – Dylan Baldi stawia na refrenową anaforyczność haseł rzucanych ponad stopniowo intensyfikującym się gitarowo-perkusyjnym podkładem. Reasumując: chłopcy z Cleveland zdjęli stopy z pedałów, odbili od metaliczności overdrive'u nadającego (na spółkę z nadpobudliwymi bębnami Gerycza) ich ostatnim produkcjom "core'owego" charakteru, ale poza niuansami natury technicznej, wciąż pozostali wierni songwritingowi, który na stałe wprowadził ich do mainstreamu (począwszy od Attack On Memory). Amerykanie w ujęciu popowym na pewno nie rozczarowują i na chwilę obecną, znając jedynie "Modern Act", śmiało można powiedzieć, że miłość bądź nienawiść do najnowszego produktu pozostaje jedynie kwestią preferencji – albo lubi się Dylana bez charakterystycznej chrypki i harmonicznych, albo wracamy do krążka sprzed dwóch lat. –W.Tyczka
Znowu odwiedzamy Meksyk w poszukiwaniu grywalnego popu. Podobnie jak ich krajan Wet Baes (czekamy na album tego małolata), duet Clubz porusza się po terenach szlachetnego indie (heh), ale spory nacisk kładzie na dance. I tak "Popscuro" pływa w dreamowej otoczce, przez którą przedostają się ciepłe promienie słońca. Najjaśniejszym jest czarujący leniwą nostalgią, nucący się z automatu gitarowy riff, choć rozklikany mostek z nową konfiguracją w zwrotce również przyjmuję z otwartymi rękami. Ale główną siłą piosenki jest dla mnie czysta, nieskrępowana przyjemność ze słuchania – melodie sprawiają, że mogę sobie wręcz wyobrazić, że leżę gdzieś w trawie w środku dnia, patrzę w niebo i nie martwię się zupełnie niczym. To cenne, więc oczywiście czekam na majową premierę płyty. Zapowiada się pewny kandydat do ścieżki dźwiękowej lata 2017. –T.Skowyra
"Thinking" to druga z miniaturek, będących odrzutami z nadchodzącego albumu Louisa Cole'a, które autor postanowił mimo wszystko udostępnić słuchaczom. Śmiało można tu mówić o drobnym post scriptum do "Weird Part Of The Night", bo to ten sam typ prog-synth-chiptune-funku (w tym miejscu sam zainteresowany szeroko się uśmiecha), co tam. Mechaniczny rytm i charakterystyczne, "rwane" syntezatorowe akordy stały się znakiem firmowym Cole'a i z mojej strony nie pozostaje nic innego, jak tylko pochwalić i zadeklarować, że im więcej takich strzałów, tym lepiej. Dla ludzkości, w sensie. –W.Chełmecki
Walentynki, więc Crab Invasion zapraszają nas i Was do tańca. I nie jest tak źle, jak może się wydawać przy pierwszym rzucie oka na tytuł – klasyczny przebój z sofomora Whitney Houston w wykonaniu naszych indie-ulubieńców nadal kręci, wciąż buja, z początku uwodząc i relaksując house'ującym podkładem, by po chwili otwarcie wyciągać na parkiet. Trzeba przyznać, że sam proces inkorporacji przebiegł zaskakująco bezboleśnie – euforyczny hymn, przeflitrowany przez wrażliwość autorów "Caps", przeobraził się w zwiewny, idealnie skrojony na święto zakochanych kawałek, który sporo uroku zawdzięcza gościnnemu udziałowi Ali Boratyn. Tak: "So when the night falls / My lonely heart calls " – tańczyłbym, ale ja tańczę przy wszystkim. –P.Wycisło