SPECJALNE - Ranking
100 najlepszych singli 2010-2014

100 najlepszych singli 2010-2014

28 lipca 2015

Kanye West: Bound 2

020Kanye West
Bound 2
[Def Jam, 2013]

Pod koniec 2013 roku buńczucznie oznajmiałem tym kilkunastu zainteresowanym osobom na Porcys, że ostatnia jak na razie płyta Westa to rzecz grubo powyżej ósemki, z pominięciem zamykającego całość pre-Yeezusowego odprysku, ale shaftowałem te słowa w ciszy i pokorze jakiś rok temu, jadąc przez Czarnogórę, gdy w lokalnym radiu zagrali to smutne gówno. To jest jak z tym teledyskiem z motorem, koniem i sztuczną górą: jeśli nie rozumiesz, to może w końcu zrozumiesz. A jak nie, to Twoja strata. "Bound 2", wyłączając kontekst albumowy, to Kanye West poprawiający swoje imponujące dokonania z pierwszych albumów (oczywiście przy współpracy z najlepszymi tuzami w swoim fachu, ale wiadomo, kto jest szefem). Sposób, w jaki współczesny wokal Charliego Wilsona łączy się z niemal sześćdziesięcioletnim samplem Brendy Lee, wciąż trochę onieśmiela. Tym bardziej, że wokół tej konstrukcji stworzył wspaniałą, gęstą, soulową piosenkę z sugestywnym tekstem o quasi-miłości w cywilizacji quasi-emocji, w której dymanie w kiblu jest równie ważne, co rower, co wizyta w kościele. I tak jest teraz. Wiadomo. –Filip Kekusz

posłuchaj »


Autre Ne Veut: Play By Play

019Autre Ne Veut
Play By Play
[Software, 2013]

Widziałem występ Autre Ne Veut dwa lata temu na OFF Festivalu. Podobało mi się, ale tym, co najbardziej rzuciło mi się w oczy, był niesamowity wręcz poziom egzaltacji i samouwielbienia gościa. Gdy grasz dla, mimo wszystko, niewielkiego audytorium pianie pod niebiosa i włażenie na głośnik może wyglądać głupio, dopóki nie jesteś jakimś pieprzonym Kanye Westem. Może, z tym że słuchając takiego "Play By Play", zapomina się o tym. Niewiele pozycji na tej liście brzmi równie klasycznie. Klasycznie, czyli jakby kawałek był z nami od zawsze, znany przez wszystkich, puszczany w każdej nocnej taksówce. Cholernie chwytliwy, bez ani grama subtelności, piękny evergreen. I co z tego, że nie ma nawet pół miliona wyświetleń. –Antoni Barszczak

posłuchaj »

przeczytaj playlist
przeczytaj "20 najlepszych singli 2013"


Charli XCX: SuperLove

018Charli XCX
SuperLove
[Warner, 2013]

Moja fascynacja "SuperLove" osiągnęła w 2013 roku niezdrowe rozmiary, przyjmując znamiona zaburzenia obsesyjno-kompulsywnego. Potrafiłem non stop słuchać tylko tego jednego numeru na odcinkach czasu, przy których 10-godzinne kompilacje na YouTube wydają się czymś dziecinnie śmiesznym. Fan Aitchison ze mnie żaden, więc moją obsesję na punkcie "SuperLove" tłumaczyć mogę jedynie czynnikami natury czysto muzycznej. Absolutnie nie zgadzam się z podnoszonym zarzutem o rzekomym zestawieniu przeciętnej zwrotki z kapitalnym chorusem. W moim mniemaniu wersy wyśpiewywane przez pannę z Cambridge wcale nie odstają, bujając jedynie ciut mniej niż genialny refren (doznajcie tych linii basu!). A przecież mamy tu jeszcze bezbłędny mostek z fajnie poprowadzonymi podziałami rytmicznymi, idealnie dozujący napięcie przed chorusową erupcją hormonów. Całości dopełnia świetnie korespondujący z dźwiękami klip, w końcowym rozrachunku składając się na wyjątkowy popowy konglomerat, bezpośrednio ocierający się o dzieło idealne. –Marek Lewandowski

posłuchaj »

przeczytaj "20 najlepszych singli 2013"


Hiatus Kaiyote: By Fire

017Hiatus Kaiyote
By Fire
[Sony, 2014]

Pomyślcie o swoich ulubionych płytach z ostatnich kilku lat. Ile wśród nich jest albumów nagranych przez ZESPÓŁ? I nie mam na myśli takich grup, gdzie liczy się głównie tylko jedna postać, a reszta pozostaje anonimowa ani duetów w rodzaju "jedna osoba śpiewa, druga robi muzykę". Na mojej liście jest takich krążków niewiele. Jest to jeden z powodów, dla których z wielkim entuzjazmem przyjąłem pojawienie się w moim życiu Hiatus Kaiyote. Innym jest to, że stosunkowo rzadko trafiają się teraz tak kreatywni wykonawcy – Australijczyków nie zaszufladkujemy sobie, łatwo rzucając nazwą jakiegoś nurtu czy zespołu, którego mieliby być naśladowcami. Niby ma to być neo-soul, ale nie brzmi jak inni muzycy reprezentujący ten gatunek. Wydaje mi się, że wynika to właśnie z synergii powstającej dzięki połączeniu sił twórczych członków Hiatus. Ktoś lubi jazz, ktoś się jara Pet Sounds, a ktoś jest zafascynowany afrykańską muzykę etniczną i od razu mniej zaczyna dziwić, że udało się stworzyć coś tak niekonwencjonalnego.

"By Fire" brzmi jak idealny kawałek na ogłoszenie światu chęci jego podbicia. Już pierwszych kilka sekund powala jak cios ognistą pięścią z okładki EP-ki, a po chwili rozpoczyna się przejażdżka muzycznym rollercoasterem. Spotkałem się z opiniami, że te ciągłe zmiany mogą powodować u słuchacza frustrację, gdy jakiś fajny motyw nagle zostanie urwany. Trudno mi się z tym zgodzić, biorąc pod uwagę, że każdy kolejny fragment płynnie wyłania się z poprzedniego – mimo że to jazda bez trzymanki, to udaje się uniknąć wybojów. Co więcej, tak złożonych, wynagradzających uważne słuchanie, ale jednocześnie chwytliwych i bogatych w hooki numerów w ostatnich latach zbyt wielu nie było, więc spokojnie można dogłębnie poznać każdą frazę, repeatując piosenkę. Hiatus Kaiyote udowodnili swoją płytą, że potencjał mają ogromny. Jeśli świat dotrzyma im tempa, to nie zdziwiłbym się, gdyby zostali najważniejszym zespołem obecnej dekady. –Piotr Ejsmont

posłuchaj »


Sophie: Bipp

016Sophie
Bipp
[Numbers., 2013]

Zbyt rzadko chyba zwraca się uwagę liczbę lat świetlnych dzielącą debiutancki singiel Sophie – "Nothing More To Say", od tego, co słychać w "Bipp". Może inaczej – rzadko zwraca się uwagę na liczbę lat świetlnych dzielących "Bipp" od wszystkiego innego. Ostatnio widziałem, jak ktoś w internecie ekscytował się (zupełnie słusznie), że pomimo tych wszystkich pojebanych akordów "Deacon Blues" Steely Danów pozostaje ładną, wpadającą w ucho balladą. Analogicznie "Bipp" pozostaje rasowym popowym hitem, choć w gruncie rzeczy jest jedynie zlepkiem pojebanych sound effectsów. Moim zdaniem to całkiem sporo. Zostawmy rozważania nad akceleracjonizmem, pracą najemną, śmiercią albumu i reklamami McDonald’s dla słabszych utworów. –Marcin Sonnenberg

posłuchaj »

przeczytaj "20 najlepszych singli 2013"


Iza Lach: Futro

015Iza Lach
Futro
[Pomaton, 2011]

Początek, wiadomo, wielkie rozczarowanie dla fanów zespołu Illusion, że nie pociągnięto tego riffu, chyba że są jacyś fani Illusion kibicujący Goldfrapp, Moloko, Annie, słuchający synth-popu, ceniący dziewczyński, klubowy oniryzm (w połowie trzeciej minuty Lach "po srebrnym pląsa jeziorze"). W tle odbywa się niemalże shoegaze, zniekształcone, przeciągane świsty i dużo efektów w refrenie (acha, i jakieś złowieszcze pum pum pum fortepianu, ale to chyba wybryk), opierające się na groove’owo-hipnotycznym bicie, a na froncie kilka prostych tematów i śliczna melodia i wokal Lach, za który zbiera zasłużone brawa, bo jest mistrzynią charakterności nie popadającej w pretensjonalność i hipsterską manierę, jak to się zdarza niektórym koleżankom (patrzę na Sonięmiki). Kasia Nosowska z pewnością nastawiłaby ucho z uznaniem, a Kasia Nowicka, od innego Futra, przysłuchiwałaby się z lekką zazdrością.

To nie jest może piosenka przełomowa, co więcej gdybyśmy byli w Trybunale Konstytucyjnym kilkoro głosujących musiałoby się wykluczyć z powodu złamania zasady bezstronności. Ale śladem apeli biskupa Ryczana – postanowiliśmy być patriotami w czynach i niech będzie, że czołówka półdekady. –Michał Zagroba

posłuchaj »

przeczytaj porcast
przeczytaj "20 najlepszych singli 2011"


Tinashe feat. Schoolboy Q: 2 On

014Tinashe feat. Schoolboy Q
2 On
[RCA, 2014]

Cassie prześladowała mnie od 2006 roku – a właściwie to ja ją, czekając na singiel, album, śledząc kolejne ruchy. Nie pogodziłem się z brakiem następcy "Me & U" aż do 2014 roku, kiedy na scenę wskoczyła Tinashe ze swoim "2 On". Nikt chyba nie ma wątpliwości, do jakiego okresu w muzyce pop odwołuje się Tinashe. I o tym odwoływaniu się można w sumie myśleć na dwa sposoby.

"2 On" pozwala sobie wyobrazić, że kilka wcześniejszych lat nie miało miejsca. Możemy uwierzyć, że pop nie jest trupem, że złota era r&b nigdy się nie skończyła, że nie przerwała jej brutalnie fala przaśnego EDM-u, a nawet, że utwory takie jak "2 On" zwiastują powrót mainstreamu do chwały. Ja jednak jestem bardziej sceptyczny, bo w moim odczuciu "2 On" to jedynie bardzo udana imitacja, wspomnienie dawnej potęgi. Numer, który w moim odczuciu nie brzmi tak, jak powinien brzmieć r&b w 2014 roku, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, ale jak r&b z 2006 roku. Pewnie pora się z tym pogodzić, są przecież plusy – w końcu każdy punk ma swój post-punk, czego najlepszym dowodem są tacy Knower czy PC Music.

W takim razie czemu tak bardzo podoba mi się "2 On"? Właśnie może dlatego, że dziś sam jestem dziadkiem, a ten numer tak jawnie jedzie na nostalgii. A że retromania jest wszechobecna, to dziś wszyscy trochę jesteśmy dziadkami, nawet kiedy śpiewa do nas 21-letnia dziewczyna. Gdzie się podziały tamte prywatki, gdzie te dziewczyny, gdzie tamten świat? Halo, przecież to wszystko wciąż tu jest, wciąż się takie rzeczy wydaje. A jednak nie da się tego oderwać od przeszłości – ja już nie potrafię myśleć o takiej muzyce nie w sentymentalnym kontekście. Wiecie, to tak samo, jak wtedy, gdy wystarczy, że coś ma elektroniczną perkusję oraz mooga i już jest powszechnie odbierane jak z lat 80, nawet gdy nie ma z nimi wiele wspólnego. Jak to ostatnio napisała na swoim Facebooku Roisin Murphy – "Pop is slowly eating itself, be part of it". –Kamil Babacz

posłuchaj »

przeczytaj "Playlist: Rezerwa: Zima 2014"
przeczytaj "20 najlepszych singli 2014"


Kenny Gilmore: It Stays

013Kenny Gilmore
It Stays
[self-released, 2010]

I've always been recording on my own (…) I basically did everything: recorded, played all the instruments. It was really intense. But it was fun.

Nie tylko z powodu procesu nagrywania piosenek wyjaśnionego w powyższym cytacie, ale przede wszystkim z uwagi na ich obłędny poziom, Kenny mógłby zostać Arielem Pinkiem nowej dekady. Mimo jazzującego nastawienia Gilmore’a i mniej narwanej struktury jego kompozycji, dzieła obu muzyków łączą niewątpliwie prześladujące je demony. W twórczości klawiszowca Haunted Graffiti najwyraźniej ujawniają się one w "It Stays". Dręczące się nawzajem zmęczone linie wokalne zwrotki zawieszone są na pograniczu snu i jawy; nawet gdy refren próbuje wydostać się z tej otchłani, to nawiedzone tło, znajdujące się jak gdyby po drugiej stronie lustra, nie pozwala się wyswobodzić. Przywołujący echa wczesnych Floydów mostek dopełnia to sugestywne, przesycone bolesnym pięknem wyznanie.

It was like 12, 14-hour days. We were sleeping at the studio. We'd wake up, go straight to the board, and start working again.

Wracając jeszcze do Ariela, to słuchając jego dawnych utworów, często mam wrażenie jakoby jego songwriting wynikał z genialnego strumienia świadomości, podczas którego kolejne motywy wyłaniają się instynktownie. Gilmore kojarzy mi się z kolei raczej z tym rodzajem muzyka, który niestrudzenie będzie dłubał w swoich kompozycjach i zastanawiał sto razy nad każdym akordem. Ten perfekcjonizm może być powodem, dla którego każdy z numerów, jakie napisał, zachwyca, ale też wskazówką do odpowiedzi na pytanie, dlaczego jest ich tak niewiele. –Piotr Ejsmont

posłuchaj »

przeczytaj playlist
przeczytaj "20 najlepszych singli 2010"


Kingdom feat. Kelela: Bank Head

012Kingdom feat. Kelela
Bank Head
[Fade To Mind, 2013]

Kiedy pierwszy raz usłyszałem "Bank Head" dwa lata temu, pomyślałem: okej, super, nareszcie znów to mamy, MUZYKA PRZYSZŁOŚCI. Serio, ten joint dla niejednego wyglądał wtedy jak przysłowiowa "lista przebojów z 2030" i utwierdzał w jak zawsze mglistym przekonaniu, że opłaca się śledzić so-called modernistów (Kingdom to ich ekstraklasa), bo może z tego wyniknąć coś przełomowego. Potem skonfrontowałem swoje przeczucia względem "Bank Head" z wiedzą i gustem kilku ziomków, którzy autentycznie penetrują muzyczne "nowinki", a nawet mają obsesję na tym punkcie, po linii post-IDM, dubstepu i microsamplingu jako środka wyrazu. Ich werdykt był bezwzględny: w tym utworze nie ma nic nowatorskiego, to raptem sprawna adaptacja BRZMIEŃ "ejtisowych" do realiów aktualnego r&b. Może faktycznie wybiegam przed szereg, ale chyba warto w tym miejscu oddzielić sound od melodyki. Pod względem tej ostatniej "Bank Head" zawsze kojarzył mi się z takim trackiem "Kiss Me" Cassie, w którym Ryan Leslie wysmażył futurystycznie romantyczny podkład, wykończony przez Venturę odpowiednio luksusowym podmuchem. (Chemia między tymi dwojgiem budzi analogie z duetem Aaliyah-Timba, ale to kejs na osobną recenzję.) Cassie ma "w ustach" (mmm...) więcej seksu, Kelela niepokoju, ale "Bank Head" to niewątpliwie udana kontynuacja tego samego wątku "paranoicznego żeńskiego r&b/popu", do bólu eksponująca motyw niewiadomej przyszłości uczuciowej. Kawałek poniekąd definiujący rok 2013 (ukazał się aż na 3 albumach z tego roku) jako świadectwo przeniknięcia do bitowego, post-soulowego popu pierwiastka technologiczno-toksycznego. Zaś Ezra Rubin niby nie gra popu, ale raz się wykosztował i proszę, wyszedł mu instant classic - nie do końca wiadomo "czego", ale przynajmniej wiadomo, że instant classic. To be (hopefully) continued (bo między K i K też kawał chemii). –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »

przeczytaj "20 najlepszych singli 2013"


Inc.: The Place

011Inc.
The Place
[4AD, 2012]

"Time hope it makes it strong"

Przenieśmy się na chwilę do zamierzchłych czasów, gdy pojedyncze zajawki świeżo upieczonych Porcys-darlings trafiały do cyber-przestrzeni za pomocą MySpace. Uściślając, mniej więcej w tamtym okresie doszło do mojego pierwszego kontaktu z duetem braci z Los Angeles, którzy pod szyldem Teen Inc. opublikowali w pierwszej połowie 2010 roku na swoim profilu premierowe "Friend Of The Night" oraz "Fountains". Później twórczy dorobek chłopaków konsekwentnie się poszerzał; nagrywali oni kolejne utwory, poszukiwali coraz więcej inspiracji artystycznych, aż w końcu najpierw w 2011 ukazała się ich debiutancka EP-ka, a dwa lata po niej mieliśmy już okazję posłuchać no world., czyli pełnowartościowego albumu dlugogrającego. Najbardziej interesujące w tym wszystkim jest jednak coś innego. W przeciwieństwie do poważanych przez nas od samego początku, reprezentujących mnóstwo wspólnych przymiotów z naszą linią programową, ale jednocześnie będących niejako anonimami w szerszej świadomości artystów, Danielowi i Andrew udało się wyrobić na scenie muzyki niezależnej całkiem solidną pozycję. Intensywne koncertowanie, współpraca z FKA Twigs czy obecność w końcoworocznym podsumowaniu sporządzonym przez Pitchfork (za którym, swoją drogą, nie przepadają) to, miejmy nadzieję, zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wiązało się to pośrednio również z pewną woltą stylistyczną w zakresie songwritingu, aranżacji czy brzmienia. Progresje, skomplikowane harmonizacje, wysmakowany ejtisowy pop możliwe do uświadczenia w pierwszych kompozycjach, stopniowo musiały uznać wyższość klasycyzującemu, ale przy tym nieortodoksyjnemu R&B z singlowym "The Place" na czele.

"I feel like we've been here before"

Maxwell, testosteronowa Aaliyah... mało?

"The place that we already know"

Staroszkolne R&B, neo-soul, muzyka zmysłów zakorzenione we współczesnej koniunkturze; połyskujące hand-clapy, motoryka bitu zawieszona w hip-hopowym szkielecie, przełamujący całość w połowie, subtelny riff: slow jam w pełnej krasie. –Rafał Marek

posłuchaj »

przeczytaj playlist
przeczytaj "50 najlepszych nagrań 2012"


#100-91    #90-81    #80-71    #70-61    #60-51    #50-41    #40-31    #30-21    #20-11    #10-01

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)