Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Małgola wkłada sobie pod hatherleyowski (pamiętacie jeszcze o Charlotte?) język klimatyczny, lo-fi-synth-popowy antydepresant. Zalecam systematyczną aplikacje tego bartosiewiczowo-elliottowskiego leku na złamane serce.