Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Kamasi znowu funduje nam solidną dawkę odprężającego, mięciutkiego jazzu dla mieszczuchów. Tym razem jednak trademarkowe gospelowe chórki i wyważone partie saksofonu wzbogacone zostają dość zaskakującym, herbiehancockowsko-g-funkowym basem. Jazzowy poptymizm z górnej półki.