Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Koniec z graniem post-country w lasach Montany, czas na wylegiwanie się na piaszczystej plaży. Nie jest to być może szczyt możliwości (patrząc całościowo) Justina, ale chyba jeszcze nikomu nie zaszkodził dobrze zaprojektowany, usoulowiony tropical house, zwłaszcza na początku upalnego lipca. Tak że proszę mi się tu zbytnio nie krzywić, bo tak, a nie inaczej brzmi lato w pełnej krasie.