Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Drizzy wzorem swojego mentora rzuca koledż i głosi dobrą, równościową nowinę na chwytliwym samplu z Lauryn Hill. Wyborny wiosenny joint, żałuję jedynie, że ten rewelacyjny breakdown na dwa baty, w którym drumy nakręcają się jak oszalałe nie ciągnie się przez cały utwór.