Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Jedyna prawdziwa syrena w dzisiejszym popie łamanym na rap (doceniam ostatnie mermaidskie starania Minaj, ale to nie to) szuka obsypanej kosztownościami wyspy skarbów i znajduje ją w efektownym, house-r'n'b-popowym refrenie, który błyszczy jak miliony monet. Krnąbrna panna Banks znowu otwiera bangerowy sezam, bądźcie zatem jak Scrooge McDuck i korzystajcie z dobrodziejstwa tego przebojowego inwentarza.