Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Komentarz czytelniczki (Agata Tomaszewska): Kosmiczne, beach housowe syntezatory lśniące w pierwszych taktach szybko zostają sprowadzone na ziemię za sprawą ciepłego, folkowego wokalu i gitar rodem z lat 70-tych. Ale dopiero pre-chorus uświadamia nam, że mamy oto do czynienia z odważną próbą zmierzenia się z elbrechtowskim stylem, z hołdem dla new-wave'owych harmonii i eterycznych wielowarstwowych wokali rozłożonych na rytmicznej, janglowej podstawie. I trzeba przyznać, że jest to próba udana.