Omawiamy długo wyczekiwany album jednego z najważniejszych raperów dekady.
Bo życiowy parkiet bywa śliski (pozdro Sokół), choć może nie do końca w przypadku tego vaporwave’ego sample-popu Kruczyńskiego, który koi rozdrażnione zmysły. Porzućcie zatem wszystkie troski i chodźcie w tany (raczej wolniak niż energiczne pląsy) przy dogasającym słońcu.
Bartosz Kruczyński na dobre przepędził już ptaki i teraz przygląda się wiosennemu, avalanchesowskiemu pejzażowi. "Z Drugiej Strony Światła" jako bezpretensjonalna odpowiedź na Since I Left You. W sam raz na piknik z przyjaciółmi.
Londyński kwartet łączy w swoim popowym laboratorium muzykę Prince’a z INXS, a do wszystkiego dolewa ekstraktu z perkusyjnej kubatury Phila Collinsa. Mój zaniepokojony futrzak twierdzi, że to jebnie. I faktycznie, jebło.
Delikatny, post-edmowy future-pop z euforycznym, niemal pozbawionym słów refrenem, z którego dumny byłby zarówno Max Tundra jak i Avicii. Dajcie mi znać, kiedy Yasutaka Nakata się wypali.
Komentarz czytelnika (Krzysztof Cieślik): Jestem fanatykiem Auera, pół mieszkania zajebane Pezetami; i tak powiem: pan Paweł może rapować o niczym, zresztą, no powiedzmy sobie szczerze, tę historię w jakichś wariantach już dobrych kilka razy przybliżał, parę razy się zastanawiał nad życiem i wpadał w nostalgię spod znaku "wspominam stare dzieje jak składanki Volta", ciemną stronę miasta też opowiadał, tyle że co z tego, jak ja się pytam, gdzie jest płyta, bo może w grze nie brakuje utalentowanych koleżków, ale no kto robi to z taką pewnością siebie, tak SZTYWNIUTKO (musiałem). Dodatkowy plus za bycie na czasie ("to właśnie my, jak ćmy, młodzi, łysi i źli"). Jak mówi DJ Carpigiani: co tu rozkminiać, jest pierdolnięcie xD

Mój ulubiony obecnie producent sprawdza się również na odcinku solowym, czego potwierdzeniem jest wydana niedawno przez niego płyta. Wzruszające, slowcore'owo-trapowe "Ballad" to highlight z tego świetnego albumu, a zarazem piosenka, która może poszczycić się najbardziej romantycznym użyciem Skrrrt (1:07) w historii rapu. Jeny, jakie to piękne!
Kończą mi się już powoli leksykalia. Dałem tysiąc blurbów dla tych szczyli, dam im jeszcze jeden, żeby się odp*********.
To teraz pora na trochę wysłużonych, indie-rockowych gitar w celu przełamania syntezatorowej hegemonii. Może i nad liderem grupy zebrały się ostatnio czarne chmury, ale trzeba uczciwie przyznać, że w naśladowaniu kaskadowej melancholii Built To Spill Pinegrove nie mają sobie równych.
Zabunkrowani w Los Angeles Rosjanie wystrzeliwują w świat synthgaze'owy pocisk o numerze seryjnym seefeel01. Słoneczny dzień w Glasgow w pożodze metalicznej kaskady spreparowanych gitar.