SPECJALNE - Rubryka
Wydaje mi się: PC Music

Wydaje mi się: PC Music

8 października 2014

Gdyby Alex G. Cook mógł robić w życiu co tylko dusza zapragnie, najchętniej produkowałby kawałki dla Beyoncé. Poprawka: te chciał tworzyć nieco ponad rok temu, a w tym momencie – jeśli wierzyć zapewnieniom dwudziestoparoletniego londyńczyka, że jego gusta zmieniają się niczym chorągiewka na wietrze – może mieć już kompletnie inne plany na przyszłość. Wiadomo jednak, że Cook lubi o tej przyszłości myśleć i nie jest to specjalnie szokujące; jest on przecież pomysłodawcą, założycielem i dyrektorem artystycznym PC Music – kolektywu/internetowej oficyny, która od samych początków swojej działalności egzystuje na przecięciu dnia teraźniejszego (w swojej odurzająco jaskrawej odmianie) z kilkoma możliwymi sylwetkami jutra. Oficyny, która tchnęła ożywczego ducha w obumierający koncept poptymizmu, stopniowo zredukowany przez zagraniczne media do gloryfikacji celebrity gossip. Kolektywu, którego estetyka zionie niespotykaną świeżością, równocześnie wydając się oczywistym i w pełni naturalnym krokiem w ewolucji muzyki popularnej. Jednym zdaniem: sami nie moglibyśmy zrobić tego lepiej.



Przy pierwszym spotkaniu z artystami PC Music (oraz pokrewnymi projektami: Sophie i QT, o których później) "the wise rejoice and the foolish retreat"; w jednym z wczesnych anglojęzycznych artykułów podsumowujących zjawisko Brendan Klinkenbeg z Pigeons & Planes trafnie zauważył, że przy pierwszym przesłuchaniu większość postronnych zdaje się pytać "czy to jest jakiś żart?". Zrzeszonym przez ten jakże konceptualny label wykonawcom (o których prywatnie nie wiadomo praktycznie nic) przyświeca wspólna filozofia i w konsekwencji brzmieniowo nie znajdują się oni daleko od siebie; elementem spajającym wizję wydaje się postać samego Cooka, który bardziej poczuwa się do bycia kuratorem oficyny niż właścicielem, kontrolując jej image w wyraźnie narcystycznym stopniu. Osobiście maczał zresztą palce w sporej części utworów PC Music jako producent i remikser. Samą filozofię, z perspektywy przygodnego słuchacza przynajmniej, porównać by można do próby konstruowania popowych utworów we FruityLoopsie przez autystyczną geniuszkę, w której domu cotygodniowe lekcje pianina i miłość rodziców do współczesnej muzyki klasycznej nie zdołały zagłuszyć dudnienia UK garage/funky z przejeżdżających zza okna samochodów (miłość rodziców do muzyki klasycznej nie przełożyła się niestety na zdolność płacenia czynszu w lepszej dzielnicy Londynu). Na wokalu udziela się tymczasem jej dziesięcioletni brat o tweenowych zainteresowaniach, obejmujących kolor fioletowy, rysowanie mangowych postaci i lip-syncowanie do kawałków Carly Rae Jepsen czy Arianny Grande.



Efektem tego nieco kuriozalnego partnerstwa jest mariaż geekowstwa z wizualną estetyką Bravo Girl i kompozytorskiego kunsztu z aranżacyjnym kiczem, a także liryczny content dorównujący najgorszym koszmarom obrońców moralności na temat niszczycielskiego wpływu gloryfikującej materializm popkultury na podatną psychikę przednastoletnią. Różnorodność stylistyczna w ramach muzyki PC Music, który specjalizuje się w pojedynczych, darmowych singlach wrzucanych na Soundclouda i nieczęstych miksach, to w dużym stopniu kwestia przeróżnych permutacji czynników wymienionych akapit wyżej, sporadycznie z orzeźwiającymi przemytami spoza programu. Pierwsza gwiazda oficyny, Hannah Diamond, mówi o miłości z erudycją godną członka oficjalnego fanklubu Małej Syrenki, a jej utwory brzmią niczym bardziej przerysowane kopie lukrowanych teen popów rodem z Disney Channel. Maxo tymczasem, prawdopodobnie największy zdolniacha w grupie i kwintesencja sonicznego Aspergera (na kokainie), serwuje pogięte instrumentalne konstrukcje, jakich nie powstydziliby się Max Tundra czy Knower. Elementy "miejskiej" elektroniki z Wysp czy USA (w postaci juke’a) pojawiają się za to w chaotycznych bitach Lipgloss Twins, G.F.O.T.Y. (Girlfriend Of The Year) czy Easy Fun, tak samo jak kolejny trop stylistyczny PC Music – komputerowo oszlifowane, chiptune’owe wokale, dziewczęce i bezosobowe zarazem. Utwory A.G. Cooka możemy zarejestrować jako bardziej inspirowane najntisowym R&B niż reszta, a ciągle utrzymująca się w zachodniej "alternatywie" moda na tę dekadę tłumaczy też drobne elementy trance’u i europopu (na przykład w świetnym skądinąd "Broken Flowers" Danny'ego L Harle’a). Większość ze wspomnianych dotąd projektów zanurza swoje kompozycje także w stereotypowej japońskości, przejawiającej się czy to w ewidentnych tropach kompozytorskich j-popu i użyciu orientalnie brzmiących synthów (w "Less Love More Sex" Princess Bambi na przykład), czy po prostu we wszechobecnym duchu kawaii, który, "przetłumaczony" na angielski, sprawia, iż muzyka sygnowana nazwą PC Music jest groteskowo cukierkowa, przesadnie pstrokata i niepokojąco infantylna.



Tego kalibru epitetów można by wymienić jeszcze z tuzin, ale od pytania "jaka?" bardziej frapuje "czemu"? Najłatwiej spojrzeć na PC Music w konteście pojęć takich jak cool i hip czy też naszego polskiego lansu. W czasach, gdy gros rozważań egzystencjalnych zachodniej "klasy kreatywnej" sprowadza się do wymiany kapitału kulturowego (czytaj: czy ktoś pójdzie ze mną do łóżka po moim secie w Boiler Roomie, jeśli wystąpie w czapce Nasira Mazhara?) na drobny kapitał finansowy, Cook zwiększa swoje szanse spożycia gorącego obiadu tworzeniem produktów popkultury, które modne będą za pięć minut. W procesie przyjmowania "filozofii" kojarzonej z jakże nadużywaną sylwetką hipstera, wartości takie jak autentyczność, indywidualność stylu, antykorporacyjność czy też powiązana z konserwatywną nostalgią miłość do estetyki retro stają się powoli w zachodniej makrokulturze passé. Na zasadzie backlashu całkiem logiczną reakcją jest więc powstanie lajfstajlu opartego na tworach pokroju DIS Magazine, modzie typu normcore czy health goth oraz odpowiedniku dźwiękowym tychże – między innymi prezentowanym przez PC Music bubblegum popie. Trendsetterzy wybieraja futuryzm, globalność, atletyzm, logo porn zmieszany z wpływami lat 90., ostatnią vintage’ową epoką nie uznawaną jeszcze za obciach. W kontekście mody przedsięwzięcie Cooka jest więc lansiarskim spektaklem, wykonanym przez pokolenie z hipokryzją i z dużą dozą ironii lgnące do tego samego mainstreamu, którego odrzucenie było kluczem do serc dziewczyn z grzywkami i chłopaków w kracie jeszcze parę lat temu.



Oczywiście tak jak w przypadku wspomnianego już DIS Magazine czy przyległego księstwa sztuki współczesnej inspirowanej wirtualną przestrzenią (którego poczet sztandarowy niesie Jon Rafman, a jego "prace" możemy zobaczyć aktualnie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, muzyka z londyńskiej stajni brzmi i wygląda zbyt karykaturalnie, żeby nie pokusić się o analizę zjawiska jako satyrycznego komentarza na temat zinfantylizowanego stanu światowej popkultury. QT, aktorka/wokalistka(?)/napój energetyczny, czyli wspólny projekt A.G. Cooka i mężczyzny ukrywającego się pod pseudonimem Sophie (nawiasem mówiąc, najbardziej jak dotąd komercyjnie docenionego z przyległych PC Music artystów), to wręcz otwarty diss na naszą cywilizację w stylu znakomitego brytyjskiego serialu Black Mirror . W swoim antykapitalistycznym akceleracjonizmie przypomina PC Music zarówno vaporwave, który przywłaszczył sobie elevator music komercyjnych przestrzeni jako pole do nic ostatecznie niewnoszącego quasi-politycznego popisu, jak i nurt new pop z Wielkiej Brytanii początków lat 80. Artyści tacy jak Scritti Politti, Heaven 17, czy w końcu ABC ze zdeklarowanych post-punkowych anarchistów z dnia na dzień przemienili się w grzecznych chłopców próbujących rozwalić system od środka, przekazujących subtelne subwersywne wiadomości w piosenkach, których warstwa muzyczna nie odbiegała od rządzącego ówczesnym mainstreamem “kiczu”. Tak jak w przypadku PC Music, którzy finansowym sukcesem raczej by nie wzgardzili (Cook przynaje, że mógłby teoretycznie pracować dla Fatboya Slima, a debiutancki utwór QT wydany był przez mega-indie label XL), muzyka nowego popu była paradoksalna w swojej naturze i konsekwencjach: mądrzy kolesie tworzylii głupi pop z przymrużeniem oka, ale mimo wszystko chcieli być brani na serio (spoiler: udało się połowicznie).

Heaven17: Penthouse and Pavement



Jak wie jednak każdy miłośnik Cupid & Psyche 85, lider (i ostatecznie jedyny pełnoprawny członek) Scritti Politti, Green Gartside, jest równocześnie fanatykiem popowych melodii. Simon Reynolds w Rip It Up And Start Again: Postpunk 1978-1984 wspomina, że jego zmiana MO po wchłonięciu filozofii Barthes'a i Derridy była w dużym stopniu doświadczeniem uwalniającym: od tego czasu Gartside świadomie próbował tworzyć piosenki przede wszystkim pasjonujące formalnie. Nie jest przypadkiem, że jako jedną ze swoich inspiracji A.G. Cook wymienia właśnie Scritti Politti (obok takich tuzów songwritingu jak Max Martin czy Jimmy Jam i Terry Lewis), a Sophie przyznał w wywiadzie dla Guardiana, że jego intencją nie jest bynajmniej konfundowanie słuchaczy. "My primary concern is: what’s the most sonically exciting thing I can imagine? Then I try to make that". Tego typu stwierdzenia skłaniają do najbardziej (p)optymistycznego wniosku na temat PC Music: że Cook i spółka naprawdę rozumieją i kochają język wykwintnych zmian akordów, a ich z pozoru przeintelektualizowany mariaż inspiracji jest jedynie wzbogacającą całość ramą dla songwriterskich eksploracji. Czym różni się tego typu podejście od zespołów pokroju Foxygen, które plądrują komercyjną popową stylistykę lat 60.? Tym, że producenci PC Music jako jedni z pierwszych wykonawców młodego pokolenia (po J*Davey czy Knower) próbują konstruować interesujące dźwięki z aktualnych tropów kulturowych, nie odwołując się praktycznie do idealizowanej przez dominującą popkulturę przeszłości.



Mimo że prawda w przypadku PC Music leży, jak to zwykle bywa, gdzieś pośrodku, trzecia interpretacja poczynań labelu paradoksalnie może mieć najdalej idące konsekwencje zarówno dla przyszłości muzyki popowej, jak i krytycznego dyskursu o jej wartości. Sporną kwestią w analizie londyńskich artystów jest pojęcie futuryzmu: intuicyjnie chcielibyśmy wykrzyknąć, że jest to muzyka przyszłości, ale przecież te kawałki są kombinacją wpływów, które słyszymy w radiu od dwudziestu lat. Futurystyczny w przypadku PC Music jest jednak fakt, że po raz pierwszy mamy do czynienia z artystami wprowadzającymi postulaty poptymizmu (rozumianego w swoim pierwotnym znaczeniu, czyli "R&B Arethy Franklin nie jest Z GRUNTU lepsze od R&B Cassie") na taką skalę i z takim tupetem i po raz pierwszy media nie mają tego kompletnie w dupie. PC Music za pewnik bierze brak guilty pleasures i tworzy muzykę perwersyjnie wyciskającą sztukę z najbardziej populistycznych odmian popu, tym samym (przekornie i prawdopodobnie nieświadomie) produkując potężny statement antyelitystyczny w jednej linii z rosnącym sprzeciwem globalnej większości przeciwko społecznej i ekonomicznej nierówności. Trudno sobie wyobrazić, żeby takie działanie pozostało bez echa.

Patryk Mrozek    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)