RECENZJE

Tiger & Woods
Through The Green

2011, Running Back 6.1

Nie wciągnęły mnie meandry snutych domniemań na temat tego, kim T&W są. Że może nawet DJ Sneakiem i Moodymannem. Nadwyżkowe wydały mi się też wielokrotnie podawane w kilku źródlach informacje o winylach pakowanych prostolinijnie w białe koperty ze stemplem tygrysa. Byłabym o wiele bardziej entuzjastyczna wobec nadbudowywania legendy, gdybym na przykład rzeczywiście się w płycie zakochała. A tak, to w obliczu atakujących mnie zewsząd nadwyżkowych zachwytów czuję się po prostu średnio komfortowo, toteż mówię, powtarzam: gorączkowość jest czczym marnotrawstwem, proszę w końcu docenić pragmatyzm. Z tego miejsca rekomenduję wszystkie książki pani Ireny Gumowskiej:

"Jeśli parasolka przecieka, to wystarczy kupić w aptece Altacet, rozpuścić go w szklance ciepłej wody (4 tabletki) i po opadnięciu osadu-czystym roztworem smarować otwarty parasol po obu stronach-miękką szmatką. Gdy wyschnie, nie będzie przeciekał.(...) Jeśli brak przy parasolu końcówek, można je zastąpić kawałeczkami rurki foliowej uciętej z wkładu do długopisu. W ściankach tej folii można zrobić dziurki, potrzebne do przyszycia końcówki materiału."

Albumu słucha się bardzo dobrze, nie można mu zarzucić, że na przykład wiedzie przez jakieś trakty niekonsekwencji. Jest najnormalniej w świecie pakietem dziesięciu kawałków, każdy o parkietowym temperamencie i wysokim stopniu editowości, porównywalnej z tą, którą para się ceniony w branży Mark E. Od jakiegoś czasu poprzez ogrom blogosfery, dość przeciskało się do przodu "Gin Nation", w którym druga połowa zdecydowanie nokautuje pierwszą. Z nerwowo przemierzanego traktu wchodzi się mniej więcej w środku kawałka w o wiele bardziej rajcującą i rozprężoną strefę fuzji skrzętnie przetransformowanych sampli Imagination: "Music and Lights" i "Just And Illusion". Zrobione jest to ze sporym zmysłem plastycznym i no, polotem. I żeby nadać moim słowom większą wiarygodność, to przypomnę, co zrobili z piosenką też Imagination niegdyś-ostatnio CSLSX (vide: "Keep On Shining", do którego zresztą nic nie mam). Najbardziej godne zaufania, żeby stawać do duelu z "Gin Nation", wydaje się być "Kissmetellme". Tu z kolei fragmenty Clarity "You Make Me Feel", doszczętnie wychędożone frenetycznymi nożycami. Utwór płynie, wpasowując się skrzętnie w cały towarzyszący albumowi zhouse'owany groove, cwaniacko kroczący poprzez zaduch imprezki. Plus, jaka nakarmiona rytmika, sztandar tego aspektu właśnie tutaj!

W trzech utworach (wg indeksu: "Don't Hesitate", Curb My Heart", "Speed Of Light") pojawia się Em, wprowadzając niesamplowy wokal, chłodny i słodki jak sorbet. Jest to zamaszysty gest duetu w stronę magii namacalnego uroku osobistego, którego niewymuszoność poddawana jest z rzetelną kompulsją histerycznym repetycjom. Z rzeczonych zdecydowanie najbardziej urzeka mnie "Don't Hesitate", gdzie bas sentymentalnie deleguje do kochanych naszych: "Day Of Mine"/ "Get On The Bus". Tak jak w jednym, czy drugim kawałku, jest tu filigranowy głos, który trafia w niegramotne ale jak się okazuje, jakże czułe macki "partii dołu".

"El Dicktital" też fajne, chojracki szwung, atakujący bez uprzedzenia. Nudzę się w sumie jedynie bardziej (czyli zmywam linoleum) przy "Deflowered", "Dr Burner" też wydaje się opierać na zbytku basu jak trzepocząca blacha, w stosunku do tego jak nie nadchodzi tu jakieś specjalnie pikantne kontinuum. Jako sporą zaletę poczytuję Through The Green fakt, że mimo dość długiego czasu trwania zniuansowanych utworów, udało się stworzyć ogólne wrażenie kompaktowości. Czyli, że zgarnia się te wszystkie bogate, a leciutkie kawałki do jednej kieszeni i można z nimi śmiałkowato ruszać w tany. Bo w sumie w obliczu ich rozwrzeszczanego charakteru, przy kompie siedzieć można, jak się ma pokorę. Tylko wtedy nie będzie z tego jatki.

Magda Janicka    
20 sierpnia 2011
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)