RECENZJE

Southern Shores
Atlantic (EP)
2011, Cascine
To jest płyta dla tych, którzy tęsknią za Air France. Niestety raczej nie za ich największymi
przebojami, a właśnie tym tłem, które je otacza, kawałkami, których tytułów zwykle się nie pamięta.
W wakacje zawsze rządziły w moich playlistach gorące hity z satelity, nie dziwi mnie więc, że
słucham teraz w ogóle niewiele muzyki, szczególnie nowej. Ale gdy już pogoda dopisze, a dnia
nie zamierzam skazić jakąkolwiek pracą, to Atlantic obowiązkowo ląduje w odtwarzaczu.
Na dodatek label Cascine zdobył już cechę charakterystyczną – pewną wrażliwość muzyczną,
odbijającą się w samplerskich metodach, którą słychać też na tej EP-ce.
W tych sześciu utworach drażni jedynie lekka szkicowość. Niektóre z nich chyba dążą donikąd, co
nie przeszkadza może, gdy trwają i świetnie robią za tło, ale staje się słyszalne gdy nagle niezbyt
pomysłowo się kończą, a początek kolejnego utworu niewiele zmienia. Nie znaczy to jednak, że
Southern Shores brakuje pomysłów, akurat sam chciałbym mieć taki zespół. Beat podobny do tych
znanych już nam z wcześniejszych balearycznych piosenek spokojnie prowadzi pierwszy utwór,
ale dopiero w drugiej połowie utworu wciskają nam się w miksie chłopcy z Empire Of The Sun (nie
że dosłownie). W drugim utworze, nie dokonującym rewolucji w strukturze podkładu, dziewczyna
śpiewa po francusku, na nią nałożono jeszcze sporo warstw echa, na dodatek w refrenie pojawia się
jednoosobowe call & response, co już samo w sobie wydaje się dość świeże.
Trochę to jednak miraże, bo podobnie jak na No Way Down są tu dwa przeboje, ewidentne
highlighty. Opisywany już w playliście "Night Is Young" to utwór z wyrywającym się z tła
efektownym hookiem, będącym bardzo chwiejnym fundamentem refrenu, bo ten brzmi jakby
zaraz miał się rozpaść w drobny kryształ. Drugi przebój poprzedza chyba najmniej ciekawe w
zestawie "Grande Comore", które niezbyt skomplikowanie choć nadal sympatycznie broni się partią
dętą i poszatkowanym wokalnym samplem. "Meridian" może zapaść w pamięć jednak na dłużej.
Wybrali właściwe klawisze, właściwe wokalne sample, zaistniał mostek, wystopniowali napięcie w
beatach, a wszystko poddali repetycji, która nie powinna kończyć się nigdy. Tak sobie wyobrażam
pocztówkę dźwiękową z najbardziej nienerwowych wakacji.