RECENZJE

Shins
Chutes Too Narrow

2003, Sub Pop 7.0

Dla miłośników ambitnego popu lat 60-tych w całej jego rozciągłości – od najprostszego po psychodeliczne odmiany – nie było chyba dwa lata temu przyjemniejszej płyty, niż formalny debiut Shins Oh, Inverted World. Teraz mamy nareszcie sofomor, już nie tak wyrafinowany, ale zdradzający być może jeszcze większy talent. Bo chociaż Chutes Too Narrow zdecydowanie zawęża krąg inspiracji, prezentując daleko posuniętą stylistyczną jednorodność, braki w stosunku do poprzednika nadrabia z nawiązką melodyjną zaraźliwością i nieskazitelną urodą. Wspólnie z Electric Version New Pornographers Shins bronią w tym roku honoru beztroskiego (albo pozornie beztroskiego) gitarowego popu, składając się na podmuch świeżego powietrza w zatęchłej szarości dnia codziennego.

W pierwszej kolejności sprawą podstawową wydaje się rozplątanie węzła odniesień i wpływów utożsamianych z Shins. Jednym tchem wymienia się tu najczęściej plejadę klasyków sprzed kilku dekad z Byrds, Beach Boys, a nawet Kinks na czele. Jeśli chodzi o załogę z Los Angeles, nie warto protestować przy okazji omawiania wakacyjnego, skąpanego w promieniach słonecznych Inverted, gdzie tamten duch był rzeczywiście obecny. Jednak w przypadku gładziutkiego jak wypolerowane szkło Chutes Too Narrow porównanie jest nadużywane, bo Byrdsi na żadnym etapie swojej działalności nie demonstrowali takiej prostolinijności. Na dobrą sprawę tylko folkowy "Gone For Good" klarownie wywołuje byrdsowe skojarzenia. A doszukiwanie się na tym albumie elementów psychodelii prowadzi chyba w ślepy zaułek. Bardziej na miejscu widziałbym kilka innych nazw źródłowych.

Wiele fragmentów to wczesny Wilson jak z kuriera wycięty, utwory odnoszące się we wrażliwości melodycznej do barok-popu przywołują Nicka Drake’a w postaci oskubanej ze smyczkowych ozdób (i geniuszu), innym razem słychać Barretta (ale z self-titled, bo narkotyczny Madcap Laughs całkowicie tu nie pasuje) odartego z psychozy. Jak najbardziej należałoby odhaczyć jeszcze Simona i Garfunkela. Co zaskakujące, niewiele osób zdaje się zauważać te współczesne paralele, a wraz ze swoją druga płytą Shins dali ogromnego susa w kierunku Badly Drawn Boya, usytuowując się idealnie pośrodku The Hour Of Bewilderbeast i Have You Fed The Fish?. I niech mnie diabli, jeśli w poruszającym połączeniu zwiewności, słodyczy z melancholią nie odnajduję tego samego, co urzeka mnie w bliźniakach Belle And Sebastian z 1996, ze wskazaniem na If You’re Feeling Sinister.

Wygląda więc na to, że James Mercer się nie opierdala. To prawda, tworzy piosenki obecne w zmienianej formie w muzyce popularnej od dłuższego czasu, ale robi to z pasją, wyczuciem, przejrzystością i elegancją. Właśnie wyczucie pozwala mu uchronić rzeczy homoseksualne, w rodzaju obdarzonego baletową gracją "Saint Simon", od nadmiernego przesłodzenia, idealnie wpasować dylanowską harmonijkę w klasyczny power-popowy drive i nie odbiec od zamysłu całościowego, realizując pomysły oparte na rock'n'rollowych podstawach albo mrocznych folkowych balladach niczym z You Are Free Cat Power. Im więcej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się, że nad albumami pokroju Chutes Too Narrow powinno się roztaczać opiekę, traktując z czcią jak gatunek na wymarciu.

Michał Zagroba    
27 grudnia 2003
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)