RECENZJE

Pusha T
Daytona

2018, G.O.O.D. Music 7.2

Egzystencja "projektu Wyoming" po raz kolejny udowodniła niepodważalny status Kanye Westa w kontekście nie tylko współczesnej muzyki, ale popkultury w ogóle. Skromna gabarytowo – ale bogata w nietuzinkowe pomysły – seria epkopodobnych tworów powtórzyła nam informacje na temat wszystkich dobrze znanych zalet Ye, a na dokładkę jeszcze przypomniała o rozumianym w najbardziej tradycyjnie hip-hopowym sensie producenckim kunszcie ikony Chicago. Ponadto gdy cofniemy się kilka tygodni wstecz, zauważymy, że – choć nie każdy w to wtedy wierzył – już pierwszy rozdział tej opowieści zapowiadał genialne rozwinięcie.

Kolaborację Westa ze sztandarowym kokainowym poetą G.O.O.D. Music należy traktować jako przemyślany prolog, zwiastujący nadchodzącą kolekcję wyśmienitych wydawnictw. Początek sagi wprowadza odpowiedni ton hitchcockowskim trzęsieniem ziemi – rozpoczyna najważniejsze wątki, a także przedstawia odbiorcom głównych bohaterów historii. Siedem mocnych strzałów uderza do głowy niczym pierwsze akapity powieści Cormaca McCarthy'ego.

Daytona to istny pokaz siły prostolinijności. Śmiertelna kombinacja ostrych jak brzytwa, dosadnych wersów Pushy T z minimalistycznym, samplowanym soulem na bitach – w krótkich, żołnierskich słowach wykłada kawę na ławę. Oszczędność środków daje eks-dilerowi o złotym sercu sporo miejsca do sadzenia jędrnych zwrotek. Sprytny Kanye wykazał się niebywałym wyczuciem, otwierając Yeezy Season kooperacją ze swoim najbardziej efektownym gladiatorem.

Uważne ucho wychwyci również błyskotliwe zalążki motywów, w pełni rozwijanych na ye czy Kids See Ghosts. Na przykład upiorne kwestie poruszane w utworze "Santeria" anonsują fundamentalne dla KSG, metafizyczne podróże pomiędzy światem żywych i umarłych, zaś "What Would Meek Do?" oswajają słuchacza z perspektywą wysłuchiwania dalszych autoterapeutycznych zwierzeń ulubionego rozmówcy TMZ. No i jeszcze jest przecież "Infrared", który był jednym z dwóch kompozycji, jakie Drake usłyszał przed śmiercią.

Pierwszy rozdział kronik Jackson Hole umiejętnie rozstawia figury na szachownicy, sugerując publiczności znaczenie poszczególnych postaci. Najbardziej znaczącymi bohaterami inauguracji przedstawienia są oczywiście: King Push (powracający, by siać spustoszenie podczas prologu rozdziału trzeciego), Yeezus (czasem ukryty, a czasem wszystkowiedzący narrator przedsięwzięcia) oraz nowa gwiazda zespołu – 070 Shake. Zwłaszcza na tę ostatnią personę warto zwrócić uwagę, albowiem wystarczyło jej kilkanaście sekund, żeby wywindować rangę albumu o poziom wyżej.

Tak więc nikt nikomu nie zabroni prawa do oburzania się z powodu okładkowego zdjęcia łazienki Whitney Houston czy medialnego trollingu w wykonaniu Ye, ale prawdę powiedziawszy, poziom artystyczny tego materiału odbiera podobnym narzekaniom jakiekolwiek znaczenie. Nie ma nic złego w krytyce pewnych światopoglądowych postaw, jednak już (jawne lub nie) bojkotowanie świetnej muzyki zakrawa na idiotyzm. Być może nie znajdziemy w tej pięcioodcinkowej epopei niczym nieskalanej perfekcji, ale jej najciekawsze momenty pozwalają zaobserwować przebłyski niepodważalnego geniuszu.

Łukasz Krajnik    
21 czerwca 2018
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)