RECENZJE

Phoenix
It's Never Been Like That

2006, EMI 7.1

Dziesięć lat temu przypadkowy mieszkaniec kraju, w którym żaby przegryza się na śniadanie z serem pleśniowym, zagadnięty przez przyjezdnego słowami "Excuse me, do you speak English?", odpowiadał z niekrytą irytacją: "Elytul" i dumnie odwracał głowę. Francuzi mieli chyba wyraźny kompleks języka angielskiego odkąd amerykanizacja życia oraz inwazja popu zza Atlantyku zdetronizowały ich wiodącą pozycję w obyczajowym uniwersum. Kulturowa supremacja Paryża to dziś tęskne wspomnienie tamtejszych obywateli, rodzaj mitu przeszłości do jakiego wracamy po kilku lampkach czerwonego wina, ewentualnie wskutek nieskrępowanych emocji generowanych w trakcie finału Mistrzostw Świata. (I skończmy już temat "główki" Zidane'a, plis. Aczkolwiek ten Chińczyk... Podziwiam refleks marketingowy, bez kitu.)

Wszelako ta otwarta niechęć stopniowo się redukuje, bo tajemnicą nie jest, iż anglojęzyczność stanowi dziś klucz do międzynarodowego sukcesu, czy spadkobiercy Marata, Dantona, Robespierre'a to lubią, czy nie. Symptomatyczne, że w ciągu ostatniej dekady żaden wykonawca śpiewający po francusku (proszę, nie wliczajmy dziwadeł w rodzaju Garou czy Celine Dion) nie zdobył zaufania fanów muzyki, natomiast największe sukcesy artyści znad Sekwany i Loary odnosili z przekazem uniwersalnie zrozumiałym, jak Daft Punk, Air czy M83. Phoenix – już nie stylistycznie, lecz wciąż estetycznie – wpisują się w ten model i realizują formułę zespołu "światowego", dostępnego każdemu, bez obligatoryjnego kontekstu "tricolores". Co więcej, wątek wydaje się na rzeczy, skoro już w otwierających nową płytę linijkach Thomas Mars śpiewa: "You know your French well / Didn't take any decision so far" i potem "You want to be European / I would be your Bonaparte / Don't even care 'bout what Napoleon says".

Paradoksalne że wtedy, gdy fala zespołów "noworockowych" (brrr!) zdewaluowała się wizerunkowo (o aspekcie muzycznym nawet nie zaczynam), sukcesywnie wywołując coraz to bardziej zniechęcające odczucia, Phoenix zbliżyli się do takiego modelu najsilniej w swojej dotychczasowej karierze. Ale zwrot ów służy im właśnie znakomicie. Jeśli można było coś zarzucić bezpretensjonalnym, wręcz zbyt miałkim w wyrazie piosenkom z United i Alphabetical, to tylko zbytnie przesycenie technologią, powodujące złudzenie "projektu studyjnego", bez "człowieka" w środku. Teraz panowie są regularnym, żywym bandem, a we wkładce dumnie prezentują zdjęcia swojej kanciapy, gdzie ściany typowo wykładane są pudełkami po jajkach. Najlepiej tę metamorfozę widać w pierwszym singlu "Long Distance Call" – jako szkic autorsko-aranżerski to charakterystyczny dla nich hicior, ale dyndające wiosła i cokolwiek krzykliwy jak na Marsa wokal zapewniają mu oddech, świeżość i spontan definiujący czym tak naprawdę jest rockowa kapelka.

Wprawne ucho wychwyci sporo odniesień do dopiero-co-minionych trendów. "Napoleon Says" brzmi jak by ktoś posłuchał "Maps" YYYs i postanowił z tego wreszcie zrobić przyzwoitą piosenkę. Drugi singiel "Consolation Prizes" ewokuje skocznych Libertines na LSD. "Rally" i "Sometimes In The Fall" – Interpol ze zdolnością do melodyjnego uśmiechu i ładnego śpiewu. Instrumentalna impresja "North" przypomina z kolei wczesne Sea And Cake. Reszta materiału jawi się inteligentnym kompozytorsko sofcikiem w świecie niezal, kompletnie wyluzowanym i bez zadęcia. Hooki i refreny każą wybierać spośród siebie te przodujące w urodzie, energii, sprycie. It's Never Been Like That to świadectwo ciężkiej pracy wedle misternie przemyślanego planu, najlepiej zrealizowany jako całość krążek Phoenix i nieczęsty dziś przykład pop/rocka pozbawionego wypełniaczy. Miło obserwować wznoszącą dyspozycję u wykonawcy na którego postawiło się dawno, dawno temu.

Borys Dejnarowicz    
11 sierpnia 2006
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)