RECENZJE

Ought
Room Inside The World
2018, Merge
"Deep dark grey fades into blue"
To oczywiście à propos okładki, ale nie tylko. Kanadyjski band, działający gdzieś na przecięciu umiarkowanego math-rocka, eleganckiego post-punka i wyważonego indie-rocka, z płyty na płytę podoba mi się coraz bardziej. Poczynając od zgrabnego, choć trochę zbyt oczywistego debiutu More Than Any Other Day, Ought zdążyli zrobić spore postępy, czyli poszerzyli paletę artystycznych środków, dzięki czemu udaje im się bez wymykania z typowej dla post-punkowych grajków wyliczanki z Wire, Talking Heads, The Fall i Television na czele, robić coś swojego. Już na Sun Coming Down kolesie delikatnie inkorporują krautrockowe manewry, ale przede wszystkim cyzelują kompozycyjną strukturę swoich poszarpanych, podpalonych kuksańców. Na płycie numer trzy zdarza się natomiast najwięcej odstępstw od całkiem ściśle kontrolowanego do tej pory piosenkowego standardu.
Ale zacznijmy od tego, że teraz na wokalu Ought mamy gościa będącego wokalną krzyżówką Scotta Walkera, Davida Sylviana czy Archy'ego Marshalla. Ale to nadal jest Tim Darcy, więc należy uznać tę roszadę za świadomy zabieg. Mimo wszystko na Room Inside The World największe wrażenie robią kolejne numery: jeszcze ciekawsze, jeszcze bardziej zaskakujące i przyciągające jeszcze mocniej. Opener z krautowym basem, arpeggiami i quasi-gotyckim zrywem na 1:43 bardziej przywołuje dzisiejsze Radiohead, a nie legendy post-punkowego naparzania. Tymczasem "Disgraced In America" leci sobie beztrosko na velvetowym drajwie domkniętym przez niemal uspokojony, Godspeedowy finał. Nieznaczna kontynuacja krautrocka następuje w "Disaffectation", choć tutaj największą uwagę zwraca sensacyjny mostek z elektroniką wrzuconą w rdzewiejące, math-rockowe tryby.
I coś czuję, że wynotowuję całą tracklistę najnowszego dzieła Ought. W "These 3 Things" zaskakuje splot organowego tła i smyczków, które zostają spointowane smutnawym niby-refrenem pojawiającym się tylko raz. "Desire" ma w sobie tyle zmyłek, że niemal do samego końca nie wiadomo, jak zakończy się cały track (w pewnym momencie wchodzi nawet chór). "Brief Shield" to balladowe spojrzenie w stronę Modest Mouse przerobionego w zgodzie z paradygmatem wypracowanym przez Kanadyjczyków. Nawet niebezpiecznie kojarzący się z The National "Take Everything" (najbardziej przez te falujące bębny + naturalnie wokal), na wysokości 1:33 odskakuje kompletnie ekipie nudziarzy z Ohio w przesterowane, prawie shoegaze'owe rejony. Nie zapominam też o zaśpiewie "Cause you only want to be needed", w obliczu którego czuję się jakoś bezpieczniej. A co z "Pieces Wasted"? Wszystko dobrze, poczekajcie tylko na moment od 0:48...
A na samym końcu mamy odrealniony, zadedykowany Alice Coltrane (dobrze czytacie) closer, który jak na razie pozostaje najbardziej eksperymentalną rzeczą w dyskografii Ought. I cóż mogę dodać: w obecnych czasach, w których "muzyka gitarowa" ma coraz mniejsze znaczenie (a są nawet znacznie radykalniejsze stanowiska, bo jak pisał Grzegorz Brzozowicz: "Rock w XXI wieku przestał być motorem napędowym popkultury i musimy się z tym pogodzić"), dobrze jest posłuchać tak inteligentnego i wyważonego grania, jakie rozsiadło się na Room Inside The World. Album wielokrotnego użytku i rzecz, o której nie zapomnę tak szybko. I łatwo.