RECENZJE

Offspring
Splinter

2003, Columbia 0.5

Jeśli zastanowić się jaki był najważniejszy, najbardziej kultowy zespół w dziejach mojej szkoły podstawowej, padłoby pewnie na Offspring. W Powsińskim zaciszu Offspringa słuchali wszyscy. Słuchali rapowcy, słuchali kikowcy. Dziś Offspring rządzi w Grabowie, święto piłeczki niech żyje. Skate Piotrek, którego Marta Kopyt planowała za dwie dekady poślubić, bo tak jej się z nim "super gadało", na zielonej szkole wystawiał przez okno magnetofon z Hollandem płoszącym swoim ciotowskim "la la la la la la la la la" w hymnie trzynastolatków "Self-Esteem" okoliczne ptactwo. Skate Szastek, na co dzień preferujący deskę i Beastie Boys, Offspringa z pełną odpowiedzialnością doceniał. Hip-hopowiec, czytelnik Ślizgu Julo, obecnie mój Roj-busowy towarzysz, nawet on zasłuchiwał się w Smash, które wraz z dorobkiem kapeli Dog Eat Dog najwidoczniej wpasowywało się w wyobrażeniach młodzieńców z opuszczonymi gaciami w nastoletnie hipsterskie pryncypia ("Rocky" to był drugi, po "Come Out And Play", kultowy kawałek w owych czasach). Kikowiec Kuba, wielbiciel Alanis Morissette, fragmentów twórczości Springsteena i przebojów Jacksona, doznawał przy Smash, a później Ixnay On The Hombre. O skali zjawiska najlepiej świadczy pewien incydent na Zetpecie, kiedy nawet kolega "Głuchy" entuzjastycznie zareagował, uniósłszy pilnik do góry na wieść co za chwilę pójdzie na ogólnym. Głuchy wymamrotał podniecone "oopryynk!", wywołując nieuprzejme, choć bezwarunkowe parsknięcie Przemka, militarysty, syna ministra i fana Śląska Wrocław, dziś krzewiącego kibicowskie ideały na warszawskim prawie dziennym. Jeśli chodzi o mnie... Jeśli chodzi o mnie, muszę dbać o reputację, sorry.

Ok, Offspring zawsze był gównem, ale coś szczególnie niedobrego stało się z nimi przez te wszystkie lata od mojego rozstania z podstawówką. Singlem "Pretty Fly (For A White Guy)" Kalifornijczycy zanurkowali w strefy, z których wydobyć może jedynie specjalna pompka służąca do udrożnienia zatkanego kibla. Kiedy w roku 1993 Dexter Holland rozpoczynał Ignition, oznajmiając kilkoma gromkimi "fuckami", że ma wszystko w środkowym palcu, wypadało to nawet dość komicznie. Teraz tragicznie żałosne są przejawy tak zwanej "punkowości" ze strony multimilionerów z kalifornijskiego Orange County, gdzie – i naprawdę możecie mi wierzyć – wylegując się na jednym z osiedlowych basenów, w cieniu sztucznych palm przyjemnie udzielających schronienia przed upałem, popijając różową słomką oranżadkę z lodem, trudno zamartwiać się materialną kruchością istnienia. Do jedynych trosk w życiu mieszkańca Orange County należą sporadyczne drobne trzęsienia ziemi oraz cholernie niebezpieczne pająki, a to, jak zauważyłem, Offspringa nigdy specjalnie nie frasowało.

Jasne, wczesny Offspring to kał, ale dało się w nim przynajmniej odczuć pankowy spontan. Chłopcy wyzwalali w sobie sportową złość, napierdalając z całej siły w szafki i przeklinając stracone szanse. Teraz? Nie ma tego. We wkładce do Ignition chłopaki zamieścili swoje zdjęcia w wyjątkowo niepokornych pozach koncertowych (chyba, nie mogę sprawdzić bo w liceum sprzedałem kasetę Słomianemu), mających świadczyć o ich punkowej proweniencji i bossostwie. Goście byli ciotami, ale przynajmniej dobrze udawali rządy – fakali LAPD, hwdp, podpalali domy, skandowali przeciwko podłej komersze, zupełnie jak postaci z jakiejś marnej komedii amerykańskiej. Na Smash entuzjazm powoli zamieniał się w podróbki Nirvany i gładko wyprodukowany metaliczny punk dla imbecyli, ale cząstka pasji została jeszcze zachowana. Dzisiaj Dexter Holland, grubcio z wymodelowanym fryzem, dysponujący aparaturą wokalną na elementarnym poziomie ewolucji (czytaj: jego głos przypomina infantylne piski bobasa) może szefować co najwyżej w kręgach fanklubu serialu Doogie Howser – Doktor Medycyny, czyli w kręgach bejów.

Splinter zapisze się w dziejach jako kolejna nie powalająca pozycja w dorobku Offspringa. Nie żeby stanowiło to jakieś zaskoczenie (w przeciwieństwie do tytułu jedenastego kawałka), ale warto odnotować, że i tym razem chłopcy z Kalifornii prochu nie wymyślili. Coś niby starają się kombinować, wzbogacają swoje opowieści o złach tego świata bardzo oszczędną elektroniką i różnymi pierdołami, odchodzą od tego co w wykonaniu dojrzałych już bogaczy wypadałoby nienaturalnie. "We will go on / We will fight / We will never compromise", brzęczy Dexter w piłkarskim openerze Splintera. Mnie jednak nie zwiedzie już to ich słodkie pierdzenie, bo mam grubo ponad trzynaście lat na karku.

Michał Zagroba    
24 lutego 2004
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)