RECENZJE

Octavian
SPACEMAN

2018, Black Butter 7.1

15 lat minęło jak jeden dzień, jakby to było wczoraj. 15 lat temu dowiedzieliśmy się, że Jezebel jest śliczna, ale niestety niezbyt bystra, a utalentowany młodziak z UK potrafi wypluwać wersy z szybkością karabinu maszynowego (i przy okazji nagrać płytę definującą gatunek). Jednak Boy In Da Corner z perspektywy czasu wydaje się początkiem rewolucji, która pożarła swoje dzieci – pomimo wielu (kilku!) świetnych grime'owych płyt żadna nie dorównała debiutowi Rascala. Nawet znakomitą na swoich prawach Konnichiwę należy raczej nazwać łabędzim śpiewem UK hip-hopu. "A bunch of young men all dressed in black dancing extremely aggressively on stage" wciąż – i może słusznie – funkcjonuje w wydawniczym podziemiu, nadal jest rozsiana po składakach i singlach, krąży jak trucizna po nielegalnych rozgłośniach radiowych.

Dlatego chciałbym, by nabierająca tempa kariera Octaviana stanowiła drugi (trzeci?) oddech brytyjskiego rapu. Nawet jeżeli przegapiliście zeszłoroczne "Party Here", to i tak powinniście kojarzyć urodzonego we Francji Olivera z "Move Me" Mury Masy, który przede wszystkim dzięki naszemu bohaterowi jest doskonałym utworem. Już zeszłoroczna EP-ka Essie World była zapowiedzią poważnych rzeczy, ale jej siła gdzieś umykała w promieniach słońca ("Sunday Sket Fun") czy średnio ciekawych featuringach ("Can't Roll").

SPACEMAN to mixtape dla wszystkich zmęczonych programowym nieumiarkowaniem trapu, z albumami przeładowanymi minutami, dźwiękami i niepotrzebnymi słowami. I w przeciwieństwie do wielu dobrych płyt z rapem w tym roku Octavian jest tutaj równorzędnym partnerem podkladów: jego plastyczny głos z rozpoznawalną barwą, któremu autotune użycza charakterystycznego rozedrgania (jakby przewody elektryczne oblepiały mu gardło - niesamowita sprawa), prowadzi melodię w sposób intuicyjny i niewymuszony. Naturalna muzykalność pozwala mu błyskawicznie przechodzić od nawijki do śpiewu, z dancehallową brawurą przeciąga frazę na niełatwych przecież bitach. Tak jak w "Build", gdy po odrobinie czerstwej recytacji w ciągu kilku sekund dowiemy się, jak należy egzekwować minihooki wokalne (autentyczne ciarki przy fragmencie z "I dissapear in a whip...", gdy sekundują mu ad-liby). To rzadka umiejętność, może Isaiah Rashad potrafi coś podobnego. W zalewie identycznie brzmiących raperów takich umiejętności nie można ignorować. Interesujące, że sam Octa przyznaje, że jego głowną inspiracją jest James Blake; nietrudno sobie wyobrazić Olivera śpiewającego na Anything In Return.

Podkłady również unikają łatwej klasyfikacji: z jednej strony jakby naznaczone piętnem współpracującego z Drake'em Shebiba ("Break That"), z drugiej zakorzenione w bliższej tradycji wyspiarskiej muzyki elektronicznej ("Here Is Not Safe"), a czasami wręcz pozwalają wymarzyć sobie brytyjskiego Metro Boomina ("Don't Cry"). I co najważniejsze, dzięki minimalizmowi, nieoczywistej melancholii i odpowiedniej organizacji dźwiękowej przestrzeni dają mu (i nam) odetchnąć. Nikt nie bombarduje dźwiękiem, nikt niczego nie wpycha do ucha. Tutaj nieregularny bit rzeczywiście wydaje się sercem Octaviana, a jego głos – astmatycznym, przepalonym oddechem bitu.

Mixtape przez większość czasu nie atakuje przebojowymi refrenami czy łatwymi do zapamiętania wersami, niejako poświęcając to na rzecz spójności. Pozornej monotonii, która w miarę trwania jest rozmyślnie rozsadzana, szczególnie w końcówce. Lubię myśleć o pierwszej połowie SPACEMANA jako intrygujacym intrze, wprowadzeniu do drugiej, tej schizofrenicznej, zwłaszcza że zapowiada ją odliczanie ("54321"). Tam natrafimy na najbliższy współczesnemu trapowi, tonący w ad-libach "Revenge", który w niespełna dwie minuty ostatecznie wyjaśnia temat zainfekowanego Ameryką rapu z UK, funkcjonując jako na poły hołd, na poły zgrywa z trapu. Tam też znajduje się najbardziej przebojowy (to nie do końca dobre słowo, wybaczcie), house'ujący "Lightning", przywołujący niesłusznie zapomniany debiut Katy B. Ale skoro był banger, to musi być i mrok – agresywny"You See It?" z paranoicznym refrenem, z narastającym wkurwem ("Bitch, you see it? You see it? YOU SEE IT?"). A wszystko wieńczy utwór jakby żywcem wyjęty z Take Care Drake'a, słodko zrezygnowany "Think Twice", przy którym pozostaje tylko czekać, aż loszka zapyta przez telefon: "Are you drank right now?" (Oczywiście, słońce, w końcu na dworze jesienne deszcze!). To niepokojąca różnorodność na miarę Birds In The Trap Travisa Scotta i, tak jak świetna płyta Amerykanina, nie daje się łatwo wtłoczyć w gatunkowy szablon.

Mógłbym jeszcze wspomnieć, ile niewypowiedzianej treści zawiera w sobie powtarzane "guess what" w "Scared". Albo zwrócić uwagę na to, jak w nieprzegadany sposób można opisać drogę od trudnego, zmagającego się z bezdomnością dzieciństwa, do pełnego, zasłużonego wygrywu i, co może równie ważne, znakomitej muzyki. Albo napisać o tym, że nawet te najbardziej żywe refreny zaśpiewane są zrezygnowanym tonem ("Lightning") i co z tego wynika, i dlaczego to takie ważne. Mógłbym, pewnie, ale nie chcę odkrywać wszystkich niespodzianek czekających na uważnego słuchacza płyty Octaviana. Nie wiem, czy SPACEMAN jest zapowiedzią nowej ery post-grime'u w formacie bliższym albumowemu. Raczej nie. Na razie cieszmy się z najlepszego UK hip-hopu od czasu płyty Skepty. A pełnoprawny longplay, jeżeli będzie nam dane kiedyś go usłyszeć, nie może nie rozjebać. Guess what? Ten gość jest jak cesarz – ma wszystko.

Paweł Wycisło    
16 listopada 2018
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)