RECENZJE

Nosowska
UniSexBlues

2007, QL Music 5.8

To gdzieś tak w momencie, w którym Banach zrezygnował z Heya i rozpłynął się w naprawdę strasznych dźwiękach, również sam Hey stracił tożsamość i rozsądnym sympatykom Nosowskiej pozostało czekanie przede wszystkim na jej solowe płyty. Po siedmiu latach chudych, jakie nastąpiły po Sushi (o Echosystemie na Porcysie nie padło chyba jedno słowo), nadeszło UniSexBlues. Najsłabsze w jej solowym dorobku, ale wciąż mocne.

Chociaż źle to ująłem – wartościowanie i precyzyjne porównania niezbyt się sprawdzą, bo w składzie projektu Nosowska nie zaznamy Andrzeja Smolika, toteż jedynym spoiwem z poprzednimi albumami sygnowanymi tą nazwą jest sama bohaterka tytułowa. Powiedzmy więc tak: w 2015 roku nadal wszyscy będą kojarzyć liryk "ludzie nie mówią nam dzień dobry" i całą towarzyszącą mu aurę, natomiast "strumień iskier w niebo szedł" zidentyfikują tylko freaki. UniSexBlues nie ma ponadczasowości poprzednich płyt, a pośród rewelacji tekstowych znaleźć jednak można trochę bełkotu ubranego w natchnienie (coś, czym Janerka się podłożył na Plagiatach, tylko w o wiele mniejszym stopniu). W skrócie: album nosi metkę "2007" i za kilkanaście miesięcy straci świeżość. Jednak póki co – cieszmy się i tańczmy, bo oto album popowy, który po rozsądnej kampanii promocyjnej mógłby brylować na liście Billboardu. I choć nieładnie tak mówić, to brzmi jak nagrany przez ludzi od pani Katarzyny sporo młodszych.

Nie ma Smolika, jest Marcin Macuk, jawiący się (polskim Timbalandem? hahaha, chyba jednak nie...) silnym dopełnieniem projektu, o wiele silniejszym niż można było sądzić po ostatnich wyczynach Pogodno. Nowoczesność i zwiewność produkcji jest silnym atutem albumu. I chociaż podczas pierwszego kontaktu z płytą skojarzenia płyną wartko w stronę Demon Days, to po jakimś czasie z popowej masy (podkreślam: słowo ma konotacje przede wszystkim negatywne, jednak użyłem go w znaczeniu że sporo tego) wyłaniają się poszczególne koncepty. Uroczy jest waitsowski koncert classic urban style – "UniSexBlues" i "Sub Rosa" – zresztą w obydwa włączył się Soyka. Uzależnia "Metempsycho", co przyznaję z niechęcią, bo chciałoby się, żeby ten infantylny wokal raczej odrzucał. Jednak ten Daft Punk w podkładzie skutecznie wytrąca z dłoni racjonalne argumenty. A propos zniechęcania – dla tych, co nie czytają forum powtórzmy – pierwszy singel nie jest żadnym wyznacznikiem całości i nadaje się przede wszystkim na skip. Śmigająca obecnie po radiach "Nerwy I Wiktoriańscy Lekarze" oczywiście eksploatuje znany z Madonny pomysł produkcyjny, ale, o dziwo, wpleciony jest on w utwór o wiele zgrabniej niż w "Hung Up". I nawet kiedy następuje odwołanie do tak zwanych korzeni w "Poli D.N.O.", to już modyfikacja i podbicie pierwszego chórka na 0:18 wskazuje wyraźnie, że Macuk z Nosowską są mocno zorientowani w trendach, a i dłubanie w komputerach im niestraszne.

Ostatnio mało jest, również w skali świata, wykonawców, którzy po wieloletnim okresie milczenia potrafią nagrać zestaw piosenek przykuwający uwagę. W obliczu faktu, że Nosowska zalicza się do tej wąskiej grupy może dosyć już mędrkowania na temat w którym miejscu zaczyna się plagiat, bo pod pewnymi względami UniSexBlues to krajowy masterpiece.

Filip Kekusz    
31 lipca 2007
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)