RECENZJE

Nosowska
Basta
2018, Kayax
Kochana Kasiu, łamiesz mi serce. Rozczarowałaś mnie – tak, nie znamy się – tak, to prawda; czy chcę Ci doradzać – nie, absolutnie. Nie chcę nikogo pouczać, ale obawiam się, że Bastą wsiadłaś na nie tego konceptualnego konia, którego nam tu na Porcys potrzeba. Ała – ale boli, boleć ma, Kasia tak właśnie sobie tam śpiewa, no dobra ("nie słuchaj, ona nie słucha / to nie dzień biały, tylko dzień zjebany"). Nie będę wspominać o karierze Nosowskiej sprzed ponad dwudziestu czy w nawet dziesięciu lat, rzucać jakimiś zaczynaniami i skończeniami się Nosowskiej, która przecież w polskiej krytyce muzycznej jest nietykalna jak Joyce dla wykształciuchów – ale Porcys na szczęście nikt nie czyta, więc zaryzykuję. Basta jest najzwyczajniej na świecie asłuchalna; trudno splunąć, żeby na tej płycie nie trafić w kiczowate, około drum&bassowe krzyżówki powodujące poirytowane zmarszczki na czole czy też soniczny skręt kiszek.
Myślałam zawsze, że kicz nie jest wyłącznie kwestią smaku, bo bywa też zwyczajnym brakiem świadomości – ale o to akurat ciężko Nosowską posądzać, biorąc pod uwagę jej rozbudowaną i pielęgnowaną regularnie autokreację (chociażby na Instagramie). No nic, zatem świetna decyzja. Teksty są agresywne, ZAANGAŻOWANE (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!), układają się gdzieniegdzie w hymn kur domowych (sic!) marzących o niezależności, a wszystko to pokracznie wyrapowane, wyplute prosto w twarz, i zero w tym wszystkim miejsca na jakąkolwiek metaforę, na przestrzeń dla słuchacza, na cokolwiek zaskakującego. Zawód Kasi to bycie piosenkarką w Polsce (Polsce) i zawód dla dosłyszącej i muzycznie świadomej publiczności (na tegorocznej Nowej Muzyce sama powiedziała, że do takiej a m b i t n e j publiczności jak tam, nie przywykła); nowy-twór naszej polskiej ikony rocka to, o ironio, elektroniczne opium dla słuchaczy radiowej Trójki, kochających się przy okazji w Dawidzie Podsiadło i prawdziwie Męskim Graniu. Nie mówię ani Basta, ani że ja pas, po prostu kończę ten tekst kropką, nie chciałam tego słyszeć.