RECENZJE

Nick Cave & Bad Seeds
Skeleton Tree

2016, Bad Seed Ltd. 5.9

Lenny Abrahamson we Franku (polecam film, 1 godz. 35 min czasu można bez wyrzutów poświęcić) skutecznie demitologizuje cierpienie i alienację, jako fundament i główne źródło geniuszu. Mała wycieczka filmoznawcza posłuży tutaj za nieudolną próbę zdrowej ucieczki od masywnego i brutalnego kontekstu, który z każdego słowa czyni rodzaj saperskiego dylematu: „ciąć czerwony czy niebieski?”. Nie trzeba przypominać z jakim życiowym wydarzeniem Cave'a płyta koresponduje i w jak przygniatającej tonacji musi zostać utrzymana, jednak przy całej sympatii do gościa, ciężko mi tu będzie zająć stanowisko euforycznego rozpływania się nad jego nowym materiałem.

Do rzeczy: ambientowo-dronowa chłodna panorama tworzy rozbudowany fundament pod początkowo uroczysty i zdystansowany głos Nicka wspomagany przez minimalistyczne partie żywych instrumentów. Dramatyczne utwory spojone zostają w jednolitą całość ścisłym związkiem przyczynowo-skutkowym tworzącym z płyty pewnego rodzaju muzycznie koncepcyjne dzieło, w szczególności jeśli pod lupę weźmiemy sposób, w jaki wdrażana jest, i jak ewoluuje, dominująca duszna atmosfera na przestrzeni albumu. Cave wychodzi od patetycznego misterium w postaci “Jesus Alone“ z przewodnim pozbawionym emocji głosem, aby z każdym kolejnym numerem ta zdehumanizowana, udająca spokój skorupa, sukcesywnie, w trwającym depresyjnym ciągu, rozpadała się na części pierwsze, odsłaniając coraz bardziej czysto-ludzką twarz wokalisty, kończąc trwającą spowiedź pełnym żalu wybuchem w postaci “I Need You“. Pozostaje tylko dwuodcinkowy podręcznikowy finał, gdy całość powoli odzyskuje znamiona pogodzenia się na nowo z otaczającą rzeczywistością, w pełnym nadziei modelowym quasi happy-endzie, z oczywistą gorzką nutą w tle. Jak bardzo to klasyczne operowanie napięciem dobrze brzmi na papierze, nie zmienia to faktu, że płyta zwyczajnie nie jest aż tak porywająca. Nie angażuje na tyle, aby można było mówić o pełnym zanurzeniu się w zaproponowany muzyczny pejzaż, zwłaszcza gdy co jakiś czas z perspektywy słuchacza, muzyka sobie beznamiętnie płynie, nie pozostawiając trwalszych śladów w świadomości.

Nie zrozumcie mnie źle, to nie forma pretensjonalnego i usilnego bycia pod prąd w niekończącym się zalewie zachwytu nad Skeleton Tree, mam po prostu przeświadczenie, że w dobrym tonie byłoby powstrzymać się od bezrefleksyjnego wynoszenia Nicka na piedestał bycia jakimś finalnym krzykiem nieskończonej rozpaczy, przeklętym heroldem odsłaniającym przed nami grozę bezkresu – 10/10 proszę się rozejść. Skeleton jest po prostu wyjątkowo solidnym i udanym materiałem, uwodzicielsko pięknym w swej pozornej instrumentalnej prostocie, wykonanym przez utalentowanego człowieka, który świadomy jest tego, co ze strony muzycznej działa, a w sztuce przemieszczania się po konwencji około-grobowej osiągnął konkretne mistrzostwo. Jednak wciąż: to tylko/aż solidny album, żaden unikat, obdarty z kontekstu raczej dość prędko wypadłby z ogólnej pamięci.

Michał Kołaczyk    
4 października 2016
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)