RECENZJE
New Pornographers
Challengers
2007, Matador
Przykro mi to mówić, ale po raz pierwszy w przypadku Kanadyjczyków poziom miałkości niemal wszystkich utworów, które raczyli zaprezentować, przekroczył granicę poniżej której jest już tylko płacz i zgrzytanie zębów. Niebywałe, ale nawet obecność Mistrza Dana nie była w stanie tego zmienić. Tak sobie myślę, czy oni naprawdę nie mogli spokojnie usiąść z Case i Newmanem, i pokomponować z nieco większym zaangażowaniem? Nie kumam co się stało się, że Bejar rok temu jako żywo wymiótł wspaniałym Destroyer’s Rubies, a teraz wraz z ekipą wystawia swych wiernych zwolenniczaków (czyli nas) na bardzo ciężką próbę cierpliwości. Co prawda, już od znakomitego skądinąd Electric Version zaczęła się powolna dewaluacja
Kurde, ja naprawdę lubię ten zespół, ale mimo szczerych chęci nie widzę możliwości by tak ubogi zbiorek, nudzących się w połowie średnich pioseneczek, był w stanie kogokolwiek zachwycić. Mnie dla przykładu, obecnie zdecydowanie bardziej od Challengers interesuje polityczna przyszłość Jana Marii Rokity.