RECENZJE

Neon Indian
Era Extraña

2011, Static Tongues 6.2

ŁK: Chaz Bundick odkrył żywe instrumenty i niskie tony. Ernest Greene odkrył przygnębiająco nudny muzak. Za to Alan Palomo gra mniej więcej to, co grał. Ale tak jak koledzy porzuca kurtynę lo-fi z pomocą superproducenta Davida Fridmanna. Na Era Extraña muzyka Neon Indian została wyciągnięta z zapyziałej piwnicy domu rodziców na światło dzienne. Dzięki temu dokładnie widać, z jakich elementów się ona składa. Jest dość konwencjonalny electro-pop, jak w miłym, ale schematycznym singlu "Polish Girl" (coś jak kopia "6669" samego Palomy zszyta z tegorocznym "New Rules" Shine 2009). Jest shoegaze/dream-pop w najlepszych momentach płyty, szczególnie "The Blindside Kiss", który zajmuje terytorium bliskie albumowi Ringo Deathstarr i jest pierwszym rockowym kawałkiem Neon Indian. I są wycięte z Boards Of Canada klawiszowe miniaturki. Mało świeży album, który flirtuje z przeciętnością i nawet jej na koniec ulega, a także zajebiście brzmi na słuchawkach i ma fajne piosenki. Nie będę wracał, ale Wy śmiało się bawcie.

MS: Słuchawki pełniły rolę przyzwoitki w niemal wszystkich moich kontaktach z nową płytą Neon Indian, mogę więc z całym przekonaniem potwierdzić słowa o zajebistym brzmieniu Era Extraña na tychże. Tym bardziej rzucił mi się w uszy syntezatorowy fetyszyzm, momentami znacznie bardziej ekspansywny niż na debiucie – ale mówimy tu w końcu o płycie do której nawet dodawany jest mini-syntezator i której kawałki orbitują wokół trzech instrumentalnych miniatur, nazywających się (pomijając wspólny człon "Heart") kolejno: Attack, Decay, Release. Fakt ten zadzierzga mocne więzy między Palomo a panami Fordem i Lopatinem, choć do Channel Pressure Era... startu nijak nie ma. Ale żeby nie było, że tylko kręcenie plastikowymi gałkami naszemu bohaterowi w głowie – w "The Blindside Kiss" słuchać wyraźnie Psychocandy, a i songwriterskie skrzydła Palomo są na Era Extraña szerzej rozwinięte.

Gdyby przełożyć poziom drugiej płyty Neon Indian na język wspomnianych już syntezatorowych parametrów obwiedni głośności wyglądałby to pewnie mniej więcej tak:


Z całkiem mocnym otwarciem w postaci "Polish Girl", "The Blindside Kiss" i "Hex Girlfriend", późniejszym mocnym spadkiem w okolicach "Fallout" i tytułowego "Era Extraña", powrotem do przyzwoitej formy gdzieś na wysokości "Halogen", a w końcu wybrzmieniem w średnim instrumentalnym outro (bonusowego, niezłego skądinąd, "Arcade Blues", nie liczę), Era Extraña jest mimo wszystko równiejsza, a także bardziej dojrzała niż Psychic Chams. Brakuje jej co prawda pamiętnych momentów na miarę "Ephemeral Artery" z debiutu, ale na tle wyblakłego krążka Washed Out i tak mieni się kolorami.

FK:Jeśli jest więcej szumu niż piosenek, to ja to generalnie wolę, ale przypadek Neon Indian raczej potwierdza regułę. Tak jak miałem ogromne problemy, żeby przetrwać dłuższe sesje z Psychic Chams nawet w tle, tak tutaj garnę się samodzielnie. Choć jeszcze trudno przebrnąć przez początek, to od drugiej muzycznej miniatury zaczynają dziać się rzeczy interesujące. Gdyby chillwave miał być kiedykolwiek stadionowy, to zestaw "Heart: Decay" / "Fallout" idealnie otwierałby gigi. Siłą rozpędu łykam jeszcze utwór tytułowy i stymulujący inne zmysły przegłośny "Halogen". Highlightem jest jednak "Future Sick", dla którego bazą stało się coś dziwnie podobnego do brzmień na Twoism (rzeczywiście, dużo tutaj starego BoC, nieco mniej Ariela, a to dwie dobre informacje).

KB: Chciałem się wymigać od recenzowania tej płyty w tym momencie, ale skoro koledzy już się rozpisali... Osobiście uważam, że całościowo jest to najciekawsze dzieło Alana i całkiem mocny grower. Problem jest taki, że nie zebrałem się wystarczająco w sobie, żeby ten album należycie zbadać, rozłożyć i docenić, a wydaje mi się, że na to zasługuje. Z największych gwiazd chillwave'u, Neon Indian przypadła najmniejsza część mojej sympatii, być może niesprawiedliwie. Na tej płycie jakoś tak się jednak składa, że najbardziej podoba mi się "Arcade Blues", uznany za bonusowy. Chillwave to jednak dla mnie metoda na przybrudzenie i nader sugestywne uklimatyzowanie już i tak fajnych piosenek, więc momenty, w których "więcej szumu niż piosenek", nie kręcą mnie ani na tej płycie, ani w obrębie całego genre'u. Tutaj wyczuwam taki punkt środkowy między dwoma wizjami gatunku, więc słucha się dobrze, choć czasami jednak nudzi. Chyba głównie dla niestrudzonych miłośników gatunku.

Kamil Babacz     Marcin Sonnenberg     Łukasz Konatowicz     Filip Kekusz    
3 października 2011
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)