RECENZJE

Małgola, No
A/B

2016, Indiana 7.3

Polska muzyka? Od kilku lat moje zainteresowanie balansuje na granicy podjarki archiwalnymi nagrywkami takich mistrzyń jak Zdzisława Sośnicka czy Anna Jurksztowicz, a tymi kilkoma ("bo to garstka Polaków, garstka Polaków") współczesnymi wykonawcami/zespołami, które od czasu do czasu raczą nas solidnym (często nawet więcej niż solidnym) materiałem. Powoli kończy się 2016, a wciąż nie doczekałem się (i pewnie nie doczekam) nowego LP Enchanted Hunters, których r&b vibe po ostatnich występach na KEXP zapowiada się niezwykle interesująco. Ciągle też wyczekuję na nową Sorja Morję i Armando Suzette (na szczęście Better Person nie zawiódł). I tak trwałbym w tym swoim mniej lub bardziej niecierpliwym oczekiwaniu, by usłyszeć coś ciekawego z Polski, gdyby nie nagłe meteorytowe uderzenie, które trafiło prosto w skrytkę pocztową biurowca Porcys i rozgrzało znużone słabnącym oczekiwaniem głowy redaktorów. Małgola, No, rezydentka Poznania, z marszu dołączyła do Porcys Darlings, prezentując kompozycje tak bardzo po myśli aktualnej "linii programowej" jak mało kto z Polski i chyba nawet...ze świata ("jesteśmy już nie tylko w Europie, ale chyba nawet w kosmosie").

A/B pomimo domowej produkcji, zostawia konkurencję w tyle, oferując połamane, klawiszowe kompozycje, które na pierwszy rzut oka prezentują się bardzo niepozornie. Pierwszym, co przeczytałem na temat Małgo, było porównanie jej do Charlotte Hatherley. Pełna zgoda. Duch Brytyjki przewija się przez całe A/B. Charakterystyczne podejście do kształtowania linii melodycznych wokalu względem podstawy harmonicznej i ogólna ekspresja sprawiają, że skojarzenie nasuwa się samo. Często podobieństwo poznanianki do byłej basistki Ash (heh) jest wręcz OCZYWISTE (dziwaczna alt-rockowość "Heartshake/Handshape"). Sama stylistyka i nieoczywiste podejście do formy piosenkowej nieodmiennie przywołuje na myśl także tuzy pokroju Laury Nyro czy Nellie McKay (a nasuwa się też cała litania takich mistrzyń jak Mitchell, Simon czy w bardziej lajtowych fragmentach – King, i nie – nie tylko dlatego, że większość z tych pań grała na pianie).

Mało? Niech ktoś mi wskaże więcej polskich wykonawców tak umiejętnie szafujących kontrapunktami wokalnymi jak Małgola (może tylko Tondera). "Hey (Intro)" to może nie jest Gesualdo czy The Beach Boys, ale próbę uważam za udaną i godną podziwu. Jazzująca fortepianowa harmonia "The Third Man" w pewnym momencie przełamana zostaje gitarą grającą w poprzek i wokalami, które luźno trzymają się podstawy i "idą w swoim kierunku". Małgola sprawnie balansuje tutaj między chillową, swojską wokalistyką a lekko neurotycznym timbre à la Nyro (2:17-2:24, no Laura jak z kuriera wycięta + wokal na frazie "the thiiird maaan").

Prawdziwe "uderzenie w sam cybuch fajki" następuje wraz z "Didn't Cry". Mylący sypialniano-fortepianowy początek rozwija się w gęste przejścia między akordami dopełnionymi melancholią smyków. To nieco ponad 2 minuty ma w sobie tyle dobra, że byłoby w stanie wypełnić całą prog-popową suitę. Elegancja "Under Frozen Sun", prezentuje nieco folkowe oblicze z fortepianem okraszonym gdzieniegdzie fletami jakby prosto z 70s (jakaś... Vashti Bunyan). Niepokój "Roses" kulminuje tak sprawnie, że sam mistrz rockowych transów, Yorke, przyklasnąłby. Niech nie zmyli was marszowość "A Song To Cheer Me Up" – TO NIE JEST taki sobie indie-pop do reklamy kredytu konsolidacyjnego. Wystarczy wsłuchać się w dwugłosy (choćby 1:03) i to jak Małgola płynnie porusza się w modulacjach. Zdarza się i nieco bardziej syntetyczny wyskok jak np. "Married Christmas", które (tak przeczuwam) nie zgubiłoby się na zapowiadanym longplayu Enchanted Hunters i daje sygnał, że Małgo może w przyszłości poszerzyć stylistyczną paletę.

A/B to przede wszystkim bardzo udane barok-popowe kawałki ze szczyptą alt-rocka The Deep Blue i indie-popowej/folkowej kameralistyki. Małgola posługuje się formą skromnej, fortepianowej piosenki, by rozsadzić ją od środka, ale nigdy nie przekracza granicy, która oddalałaby ją od popowej nośności. Słowem – spełnia wszelkie warunki, żeby w przyszłości nieśmiało zapukać do niejednej listy polskich songwriterów wszech czasów, bo jej filozofia bliska jest temu, co można określić mianem progresywności w popie, a to chyba wszyscy tutaj uwielbiamy, prawda? Także SZAPO BA, czekam na więcej i z tego miejsca miło mi powitać Małgo na liście roku.

Jakub Bugdol    
20 października 2016
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)