RECENZJE

M83
Knife + Heart

2019, Mute 5.8

Są takie soundtracki, które ratują seans. Do obrazu nie chce się wracać, natomiast audio katuje się w aucie, w piżamie, w smutku czy gdzie dusza zapragnie. Ostatni muzyczny wytwór M83 do takich nie należy, ale to nie czyni go fatalnym. Sprawnie – choć zachowawczo – uzupełnia kampowy obraz Yanna Gonzaleza – brata Tony'ego z zespołu. No i jak ten temat ugryźć, skoro tak gra, a tak nie gra?

Odsłuchując ten materiał autonomicznie, pokręciłam głową z powodu jakichś pompatycznych, gra-o-tronowych wstawek, które gryzły się z brzmieniem á la ścieżka z Drive Martineza. Ta część zresztą ładnie współgrała z niebiesko-czerwoną estetyką nocnego klubu.

Zacznę od tego, że wszystkie hajlajty, bengierki i przeboje sprezentowali tu inni autorzy. Malaria! otwiera seans ejtisowym tańcorobem, który z miejsca przywiódł mi na myśl The Soft Moon, co by postawić sprawę bardziej obrazowo. Z kolei Jefre Cantu-Ledesma odlatuje na hipnagogiczne peryferia uwydatniające oniryczną, wypełnioną anielską bielą scenę.

Ale przejdźmy do M83 i tego, co tam sami naprodukowali. Chłopaki mają skłonności do patosu. Jednakże, w roli akompaniamentu do tego filmu, no cóż. Wadę i zaletę chyba najlepiej odda tu moja notatka do utworu "La Caverne": "Bardzo ładnie narasta, robi się ekscytująco. Szkoda, że potem wchodzą jakieś kurwa sanie Świętego Mikołaja z chorałem gregoriańskim. Ale potem ładnie schodzi :)". W tej sprawie nie mam nic do dodania, bo niby fajnie, a jednak weź to wyłącz. Za to najmocniejszym punktem jest tu prawdopodobnie "Sauna", której crescendo wybucha sonicznymi iskrami, czerpiąc z brzmienia rewelacyjnego albumu Before The Dawn Heals Us z 2005, którego sama okładka sugeruje miejskie, migocące światłami nocne pejzaże, których nie brak w produkcji Gonzaleza. Kawałek towarzyszy zabójstwu – stąd to urastanie. Rozlewa całe napięcie. Em Ejt Fri wyczuli tę scenę jak należy, a takich eksplozji znajdziemy na tej ścieżce jeszcze kilka. Konsekwentnie stosują pleonazm wobec wizualnej pompatyczności.

Majaczy tu nie tylko ten jeden album. Obecne tu ślady dawnej estetyki duetu można przyrównać do chociażby "Digital Shades" i Saturdays=Youth. Podanie konkretnych przykładów nie jest takie proste, bo tropy te są na Knife + Heart nieoszlifowane, krzyczące: "tak tak tak, nie nie nie". Na plus są również wszelkie funkowe brzdąkania, które spuszczają z tonu, skutecznie współtworzą tandetę. Towarzyszą niedorzecznym scenkom kręconego przez bohaterkę gejowskiego porno. Wyróżniłabym też przerywniki w postaci niepokojących pulsacji, które ujawniają się w scenach nocnych, w których bohaterowie i d ą.

Żeby nie słodzić, przejdę do wyraźnych zgrzytów. Soundtrack jest w głównej mierze grzeczny, zastosowany ilustracyjnie. Kampowi zdecydowanie bardziej służy kontrapunkt wizualno-dźwiękowy, ale (jeszcze) żaden ze mnie reżyser (poczekajcie na reboot). Z tego powodu ciężko nie wywrócić oczami na ten banał. I nie jest to zaplanowany kicz. Określenie "szmiry" byłoby tu pochlebstwem dla formy, natomiast te wstawki są zwyczajnie mierne. Do tego przygrywanie gitarki, która słusznie zajęłaby miejsce w tle średniowiecznej odsłony Złotopolskich. Ja pierdole, którędy? Słuchając tego zarówno w filmie, jak i osobno, marszczy się czoło. Po prostu odpalcie sobie ostatniego Vessela i wyrzućcie z niego wszystko, co najlepsze, a wyczarujecie sobie (jak mag z tych "Złotopolan") cmoknięcie ze zniecierpliwienia.

Dochodzę do wniosku, że panowie z M83 stworzyli bezpieczny soundtrack, do którego już nie wrócę, choć w filmie ma swoje momenty. Ciężko tylko orzec, czy dobre są te, które są koszmarne ze względu na obraną konwencję, czy hiciorki, których nie wyprodukowali Gonzalez i Fromageau. Z całą pewnością zatrudnienie brata do wykreowania ścieżki nie było takim chybionym pomysłem, bo mimo wszystko zrodziło to nadzieję na powrót do starej stylistyki.

Natalia Jałmużna    
21 marca 2019
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)