RECENZJE

Low
Double Negative

2018, Sub Pop 8.0

Przyznam się bez bicia, że gdyby DJ Carpigiani nie wrzucił na swojego fanpage'a pierwszego singla z Double Negative, być może w ogóle nie zainteresowałbym się nową płytą Low. Uważałem, że to zespół, który swoją formułę już dawno wyczerpał i nie ma zbyt wiele ciekawego do zaoferowania. "Szepty i krzyki" weteranów slowcore'u przeniosły się tymczasem na zupełnie inny poziom – poziom deformacji własnej twórczości – jakby ktoś spalił własne notatki i utworzył z nich kolaż. Drobne gesty, ledwo dostrzegalne motywy, szkice melodii już od debiutu były znakiem rozpoznawczym Low. Problem w tym, że formuła ta szybko zaczęła się wyczerpywać i z każdą kolejną płytą (choć muszę przyzna , że na każdej z nich znalazłem coś ciekawego) pojawiało się coraz większe znużenie. Smutek obrastał w stagnację, nauczyliśmy się żyć z depresją, kodeinowy rap zastąpił spragnionym smutku zasypianie przy whisky. Dlatego tak wielkim zaskoczeniem jest Double Negative. Low był zawsze zespołem subtelnych dekonstrukcjonistów, bo przecież sama idea slowcore'u opiera się nie tylko na smutnawych, powolnych pieśniach, ale również i zamierzonej, obliczonej na stworzenie czegoś w rodzaju piosenkowego ambientu, dekonstrukcji. Może Double Negative to nie ambient pop, glitch hop, noise pop, a po prostu post-slowcore?

Powiedzieć, że to wolta stylistyczna, to duże uproszczenie – Low wciąż jest wierny swojemu ideałowi melancholijnego, depresyjnego pieśniarstwa, dopasował go jednak do pejzażu ukształtowanego przez elektroniczne eksperymenty – zwłaszcza te z lat 00. Mam na myśli glitch (alva noto), różne mikroodłamy techno (Mika Vainio, Monolake, Pole), rozmaite formy flirtującego z industrialem downtempo (Dntel), ale również odpryski indietroniki (wczesne Caribou, Ulrich Schnauss, mum, Lali Puna, Manual). To metoda doskonale znana z płyt Hood ("Dancing and Fire"), IDM-ambientowego impresjonizmu Glam, Fennesza, Third, ONP, czy elektronicznych ballad Jamesa Blake'a, ale żaden z tych wykonawców nie próbował zbliżać się do podobnych (uważanych czasem za archaiczne) postslowecore'owych rekonstrukcji, a Double Negative to właśnie slowcore odwrócony do góry nogami, pod prąd własnej twórczości, jak pop Smerz i indie rock Palm. Czasem miałem wręcz wrażenie obcowania z jakimś postgotykiem, odczytaniem na nowo dziedzictwa 4AD, gdzie This Mortal Coil jest dużo lepszym zespołem, niż był w rzeczywistości.

Dekonstrukcja Low to zdeformowany songwriting, który miota się między ucieczką w bity a powrotem do tradycyjnego, "żywego" instrumentarium. W efekcie najważniejszą rolę pełnią faktury, operowanie przestrzenią zgodnie z prawidłami musique concrète, remiksowanie tracków na modłę chopped&screwed. Wokale pełnią na Double Negative niejednokrotnie rolę tła, integralnej części szorstkiej, minimalistycznej podstawy, która jest jednocześnie klaustrofobiczna i podniosła; pocięte głosy, modyfikowane, często wyciszane, jakby ostatecznie miała być to płyta instrumentalna, ostatecznie utykają w osobliwej, toksycznej syntezie z muzyką. Przy Double Negative można zafundować sobie maksymalną izolację w zaciszu własnego pokoju, ale nawet wyjście na zewnątrz jest skazane na porażkę. Próba wydostania się jest niemożliwa: zamykasz oczy – nie potrafisz zasnąć, słuchasz – ale ledwo wyłapujesz słowa, oddychasz – ale trochę się dusisz. Smutek, marzenia (również senne) i perspektywa wyjścia na zewnątrz zapierają dech w piersiach. Trochę się boisz, trochę zachwycasz – mieszanka melancholii, samotności i urojeń o adrenalinowych przeżyciach w nieosiągalnej wolności zen, która nigdy nie wyjdzie poza szary szum wielkiego miasta.

Jakub Bugdol    
2 listopada 2018
BIEŻĄCE
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)
Wywiad z Jasonem Pierce'em