RECENZJE

Kurt Vile
Smoke Ring For My Halo

2011, Matador 6.8

RP: No i bardzo dobrze. Długopióry singer-songwriter, chcący najwidoczniej kojarzyć się z autorem "Opery za trzy grosze" wcale nie zagrał tak, jak nie wiedzieć czemu najbardziej kojarzy mi się ten termin – ani tradycyjnie folkowo, ani precyzyjnie hippie, ani jak z lat 90'. Zamiast tego zawadiacko mrugnął rock'n'rollem, mała. I nie ma to może aż tyle jaj, ile włosów, bo o to byłoby trudno, ale i tak ma dużo. Nada się dla wszystkich z romantyzmem circa beat-generation schowanym pod kurtką, a pamiętajmy, że nadchodzi wiosna, więc hormony i tak niepostrzeżenie im te okrycia zrzucą. Nie popadajmy jednak w przesadę, bo inaczej niż jako muzyka ściśle temporalna album mi nie zaistnieje, mimo że przy dobrych wiatrach może przypominać jak bardzo cool bywa gitara tym, którzy nadal jeszcze nie przepracowali traumy po niej.

WK: Cały kontynent dryfuje w umyśle chłopaka. W wielkomiejskich barach patrzy na dziwaczny tygiel, zza zardzewiałych wraków obserwuje zagubione przy drodze zadupia. Przemierza ląd wzdłuż i wszerz, wagabunda zanurzony w etosie Kerouaca, w kieszeni parę dolarów a w ręku słynne banjo, które dostał od ojca. Ale właściwie nie musi iść nigdzie. Kurt Vile ma swoich informatorów: Dylana, Springsteena, Lou Reeda, Guided By Voices i resztę. Niczym ostrożny etnolog przerabia ich wszystkich na swoją piwniczną modłę, dodając hałasy i duchy. Choć tych pierwszych jakby mniej. Na nowym albumie nie uświadczymy już kolejnego "Freewalk". W openerze archaiczna stylizacja i zabawa świdrującą plamą przywołuje na myśl Juliana Lyncha. Bliźniak "Blackberry Song" z Childish Prodigy, przestrzenny "On Tour" rejestruje zmianę akcentów w muzyce filadelfijczyka: "When I'm a ghost I see no reason to run, when I'm already gone", zapewnia artysta i wyrusza w drogę: "I pack my suitcase with myself, but I'm already gone". Jak zauważył Radek: idzie wiosna. To Mayflower przybija do brzegu, a Kurt Vile może nie odkrywa Ameryki, ale wcale nie uważa, że "wspanialej byłoby przepłynąć obok".

PM: Trzeci długograj Vile'a godzi nowożytne pitchforkowe podejście (że "ostatnia płyta najlepsza") z porcysowym toposem "dobre, bo popowe". Podążając kierunkiem naszkicowanym już na poprzednim (bardzo mocnym) Childish Prodigy, Vile wyskakuje znienacka z kawałkami, które wreszcie nadają sensu jego reputacji "Ariela Pinka classic rocka". Powiedzmy sobie szczerze: najbardziej hype'owany singiel w przeszłości muzyka, "Freeway", nie był tyle chwytliwy, co przeraźliwie kwadratowy i w rezultacie całkiem przymulający. Smoke Ring For My Halo dowodzi tymczasem, że Vile najlepiej wypada jako artysta chillwave'owy: "Jesus Forever" czy "In My Time" to przecież nic innego jak organiczny, Western/rootsowy chill, pełen klasycznej popowej dynamiki akordów. Nie jest to jednak koniec atrakcji, jakimi wypełniony jest krążek: jamy pokroju "Baby's Arms" porażają kolorem, instrumentalną głębią i rozwiązaniami w rytmice (czytaj: praktyczny jej brak). Artystą "kultowym" był Vile w Stanach już dobrych kilka lat temu, ale dopiero teraz naprawdę dał ku temu logiczny powód.

ŁK: Poprzedni album Vile'a, Childish Prodigy zaczynał się od buczącego blooza z wyciągniętym środkowym palcem, więc zaskoczyło mnie, że Smoke Ring For My Halo otwiera ciepły i czuły "Baby's Arms" z rozkładającymi się po pokoju akustycznymi gitarami. Smoke Ring to brzmienie dymu wnikającego w drewno, kacowy album w duchu The Velvet Underground. I to zarówno jeśli chodzi o materiał jak i czyściutkie brzmienie, które sprawia, że nawet nadchodzące w końcu kozackie, elektryczne "Puppet To The Man" trochę rozchodzi się po kościach. Najmocniejsze rzeczy zaczynają się jednak później. Dwa ekspansywne numery – kontemplacyjne "On Tour" i gigantyczny, arenowo-gotyckawy "Society Is My Friend" to pierwsze tutaj znaki, że jest w tym przedsięwzięciu coś niezwykłego. W "Runner Ups" magnetyczny Vile błyszczy charyzmą, w uroczym "In My Time" rozczula poczciwością i pieczoną w domowym piecu melodyką w stylu Toma Petty'ego. Potem więcej łagodzących ból głowy ballad. Bardzo fajne, ale nie zajmuje w całości.

Radek Pulkowski     Łukasz Konatowicz     Wawrzyn Kowalski     Patryk Mrozek    
19 marca 2011
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)