RECENZJE

Kortez
Mój Dom

2017, Jazzboy 0.9

Ja chyba rozumiem zamysł – ten gość celuje w klimat będący skrzyżowaniem Eitzela z Invisible Man z jakimś lirycznym indie-emowcem, czyli zasadniczo w senne, jesienne ballady pełne "życiowej mądrości" przeplatanej rzewliwymi obrazkami (jakieś zawodzenie o "każdym słońca wschodzie, wyjętym z tła" i zdjęciach, na których jest "sam na sam z innym kimś"). Że niby prawdziwy facet, ale wrażliwiec – potrafi śpiewać o uczuciach, o "byciu tatą i bólu rozstania" (z nagłówka wywiadu w Wyborczej), a jego utwory "budzą emocje" (za Wikipedią). Jednak głównie-fortepianowe bardowskie plumkanie wypełniające płytkę poraża banałem, nudą i nieporadną skromnością środków wyrazu, a artystyczną charyzmę Korteza należałoby porównać do charyzmy "laski ze Zmierzchu", tudzież legendarnej magnetyczności kandydata Demokratów na prezydenta w 88 roku, Michaela Dukakisa.

Symptomatyczne, że to już kolejna polska płyta zachwalana w mediach (niekiedy z prawdziwym nabożeństwem), po przesłuchaniu której słuchacz ma prawo czuć się oszukany i okradziony z czterdziestu minut przestrzeni audialnej. Fakt, że pan Kortez trafił ze swoją muzyką w gust i marketingową intuicję rzutkiego promotora-wydawcy (słynny Józek) oraz w gust wpływowego radiowca, uważam za najszczęśliwszy zbieg okoliczności od czasów kariery centra Willa Perdue (średnio 5 zbiórek, 5 punktów na mecz i cztery mistrzowskie pierścienie).

Na koniec rebusik:

Paradne

Michał Zagroba    
14 listopada 2017
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)