RECENZJE

Internet
Purple Naked Ladies
2011, Odd Future
Purple Naked Ladies to pierwsze wydawnictwo, jakie ma się fizycznie ukazać nakładem
Odd Future Records. Znamienne dla tej chytrze polaryzującej odbiorców ekipy, iż po wstępnym
okresie medialnego epatowania gwałtem, mordem i robactwem, dla urozmaicenia przeplatanym
z homofobią, kominiarą i symboliką Illuminati, inaugurujący działalność labela album zawiera
subtelny, dziewczęcy neo-soul, nagrywany przez chudą, dziewiętnastoletnią lesbijkę pod czujnym
okiem rodziców.
Kto bowiem, obejrzawszy historyczny już występ w programie Jimmy'ego Fallona, klip do
''Yonkers'', a ostatnio ''64'', oparł się łatce horrorcore? Pewnie więcej osób,
niż mogłoby się na pozór wydawać; niemniej wśród arsenału groteskowych środków wyrazu,
stosowanych przez członków OF w tej grze, ciężkie działa chropowatych bitów, wyposażone w
amunicję brutalnych tekstów, ciskanych z głębi trzewi Tylera – jako najbardziej odmienne od
mainstreamowego hiphopowego baroku i nieoczekiwanie ewokujące undergroundowy rap lat 90.,
Wu-Tang czy wczesnego Eminema – zdobyły status wyróżnika bandy z Los Angeles. Tymczasem
tak wiele przemawiało na rzecz innych tropów: punkowa estetyka, hipsterskie koneksje pod
postacią kolorowych koszul, znoszonych vansów i podciągniętych do kolan skarpet lidera czy
tajemnicza narracja na temat Earla, okazjonalnego brata Tylera, rzekomego syna samoańskiego
poety, podobno studenta Akademii Rafy Koralowej. A mówiąc o muzyce, o ile bardziej liryczne
momenty Goblina można było wciąż rozpatrywać w ramach interpretacji terapeutycznej,
czyli ciągle trochę strach, o tyle taki pół-anemiczny Mike G w ''Chevron'' czy afirmujący
w ''Stripclub'' Hodgy niespecjalnie już korespondowali z rzekomym demonem Odd Future.
Zmysłowy zbawiciel Frank Ocean był ciekawostką przyrodniczą, ale – był.
W cieniu kilku flagowych raperów pozostawali członkowie duetu The Internet: odpowiedzialna za
całość miksu Goblina i pojedyncze aranże u pozostałych ziomów producentka Syd the Kyd
oraz współtworzący z Halem Williamsem The Jet Age Of Tomorrow Matt Martians. O ile dziś,
słuchając wcześniejszych produkcji rozpoczynającej dopiero swoją muzyczną działalność Syd,
zwłaszcza zawartych na ubiegłorocznym instrumentalnym Raunchboots, zdecydowanie
należy mówić o zmianach i postępach, o tyle przysłuchując się dokonaniom Martiansa można
stwierdzić ex post, że pojawienie się w ramach Odd Future albumu tak eterycznego jak
Purple Naked Ladies jest mniej zaskakujące, niż wskazywałyby na to pierwsze reakcje na
Cocaine EP.
Współautor kosmiczno-funkowego muzaka Voyager i tegorocznego, jeszcze bardziej
przestrzennego i wyposażonego w wokale The Journey to the 5th Echelon nadał krążkowi
Internetu psychodeliczny sznyt w typie Sa-Ra oraz elektronicznym konkretem laptopowego r'n'b
otoczył zmysłowo wyśpiewywane, niejednokrotnie uroczo naiwne teksty nastolatki, która, zapytana
o swoją pierwszą płytę, mówi o My Way Ushera. Mam swoje lata i nawet nie próbuję
oprzeć się wzruszeniu. Otwierające ''Violet Nude Women'' synthy mogłyby być jedną z
warstw bujnych jamów Jet Age, jednak kolejne elementy mają już odmienny charakter: pojawiająca
się rytmika wskazuje, że namecheckowanie Stereolab to nie tylko uwodzenie blogosfery, a po
zaznaniu dusznego nastroju tego glo-fi przekładańca, podbitego odrealnionymi mruczeniami, nie
zdziwi fakt, iż Chaz Bundick nazwał to brzmienie świetnym.
Drugie na liście ''They Say'' przypomina bardzo ''Melodee N'Mynor'' z Nuclear
Evolution: The Age of Love, by następnie przywieść na myśl aranże The Foreign Exchange,
zwłaszcza, gdy udzielający się gościnnie Tay Walker uruchamia swój wokal w trybie Phonte.
Wspaniały jest leniwy, pełen wrażliwej czułości refren, jak również wyodrębnione zakończenie.
Podobne rozwiązanie – z osobnym, instrumentalnym segmentem, kończącym kompozycję
i jednocześnie umożliwiającym płynne przejście do kolejnej ścieżki – występuje tu w kilku
kolejnych utworach. Charakterystyczna bowiem jest, obok eleganckich melodii, kompozycyjna
szkicowość tego albumu oraz akcent położony na tekstury aranżacji, powiązane ze sobą często
dosyć luźno produkcyjne drobiazgi, odsyłające a to do chillwave'u, a to do seventiesowego
funku.
Jam ''C*nt'' to chyba najlepsza ilustracja złagodzenia rozbuchanej psychodelii Sa-Ry
doświadczeniami przestrzennego i eterycznego Voyagera. Jeśli trzymać się metafory
ilustracji, to kolejne przedstawienia miłości przy świetle laptopa, ciepłe handclapy ''She
Dgaf'', hauntologiczny podkład i magnetofon zjadający taśmę w ''Ode to a Dream'' i
niemożliwa zupełnie słodycz ''Love Song – 1'', wciśnięta między trochę kulawą nawijkę
niespójnego ''Gurl'' a średni bit ''Lincoln'', składają się ostatecznie na paradoksalny
obraz brzmieniowego bogactwa minimalizmu.
Purple Naked Ladies, chociaż w swojej strukturze zbyt zwiewne i szkicowe, by pozostać
na dłużej w pamięci dzięki chwytliwym singlom, ujawnia potencjał duetu producentów. Jako
wydawnictwo inaugurujące działalność nowego labela wskazuje już bezpośrednio, iż jest w Odd
Future szczelina, dzięki której można się opowiedzieć wobec muzyki tej bandy inaczej niż w
kategoriach bycia w lub poza gronem wtajemniczonych. Wyrafinowane tekstury
aranżacji, tworzone przez tak młodych ludzi i akompaniujące przepojonemu dziewczęcą czułością,
niejednokrotnie pięknemu i realnie angażującemu emocjonalnie śpiewowi Sydney, wskazują, że w
niedalekiej przyszłości tu może pojawić się coś naprawdę przejmującego. Nie może być inaczej,
gdy spotyka się para przyjaciół, forumowiczów Neptunes, wspólnie oglądających poranne newsy
o pedofilach i zajadających się eggo. W tego typu kanapową zmysłowość i bedroom community
wierzę.