RECENZJE
Future
Save Me (EP)
2019, Epic / Freebandz
Zebraliśmy część naszej redakcyjnej ekipy i postanowiliśmy, że każdy zajmie się jednym utworem z wciąż świeżej EP-ki króla trapu. Poniżej efekt naszych działań.
"XanaX Damage"
Łukasz Łachecki: Jeśli ktoś mówi, że Future jest podobny do Future'a, to najpierw pytajcie, do którego Future'a i co na to wszystko matka i siostra Tadka. Porównania do HNDRXX są zrozumiałe (zwłaszcza, że przed premierą Save Me krążyły plotki o pracy nad HNDRXX 2), ale od czasów Produkcji Hip-Hop DJ 600 V minęło już trochę czasu i podział na kodeinowe szlochy na "jaśniejszych" bitach i toksyczną bangerową męskość nie oddaje złożoności dokonań najważniejszego żyjącego rapera. Otwierający nową EP "XanaX Damage" ma co prawda w sobie coś (bębny, klimat, oprawę wizualną) z poprzedzającego płytę z 2017 roku, niepozornego "Buy Love", ale w ostatecznym rozrachunku to błogie intro jest zaledwie wstępem do jednej z najbardziej osobnych płyt w dorobku Wilburna.
"St. Lucia"
Adela Kiszka: 13,88°N 61,00°W, rozległość wód wokół St. Lucia nie pozwala się wsłuchać w wersy białe jak cukier; mam nadzieję, że docenicie to moje cnotliwe porównanie, powściągliwe, w przeciwieństwie do tej wspaniałej nieobcisłości bitu, na którym Future kocha swoje dziewczyny, tak, je wszystkie, na tej wyspie, tak. Pierwsze dwie sekundy, a między nimi nie więcej niż 1015 hPa, gdybym miała w sobie zero instynktu zachowawczego, napisałabym, że to mój ulubiony (czyli najlepszy) moment na Save Me, ale bądźmy poważni. Kilka klisz: make the pussy juicy / sold the dope a triple-double / gwiazdka w nawiasie po Nipsey'u Hussle. Czy komuś jeszcze nie chce przejść przez gardło słowo "legenda"? (gettin' tired of the same thing).
"Please Tell Me"
Borys Dejnarowicz: Pozbawiona wypełniaczy piącha w ryj wszystkim malkontentom marudzącym, że typcio "wciąż nagrywa tę samą płytę i to za długą", Save Me – jakby to ujął W. Weiss – "momentami w niczym nie przypomina" wydanego kilka miesięcy temu longplaya. Nie tylko w crossie z drivealone'owym posmakiem gitarowych ballad (opener, closer), ale także na przykład w "Please Tell Me", wiedzionym wolnomularskimi podmuchami czarodziejskiego fletu, gdzie przyszły Hendrix rozmawia z cieniami własnego głosu, zręcznie rozmieszczonymi z opóźnieniem w panoramie. To istne "I Talk to the Wind" trapu, które dość przewrotnie konweniuje z innym streamingowym wydarzeniem tygodnia – desantem całej dyskografii Crimsonów na Spoti.
"Shotgun"
Paweł Wycisło: To nawet nie jest "Burgundy" Earla Sweatshirta, a chcą, żebym napisał krótkiego blurba; nikogo nie obchodzi, jak się czujesz, wszyscy mają gdzieś, co zrobisz, chcemy krótkiego blurba, dwa-trzy zdania, i chociaż babcia odeszła dziesięć lat temu, to ja pamiętam, co robiłem w godnym pogardy okresie od 2014 do 2015 [chyba zdychałem, tak to można ująć, za to Future kontynuował swój nieskazitelny marsz ku wielkości, osiągając ją, gdy nikt nie patrzył, a niewielu słuchało, i wszyscy piszący o rapie dostali w nieogarnięte japy, bo nagle okazało się, że "fajny bit, dobre flow" nie wystarczy, i podsumowania dekady już wybrukowane moimi łzami, gdy zabraknie: 28.10.14 (Monster), 15.01.15 (Beast Mode z Zaytovenem), 20.03.15 (56 Nights DJ Esco), 17.07.15 (DS2), "wiadomo", dziwko, pokaż, kto ma lepszą dyskografię (David Bowie, tylko że rapowy?), lepszą niż Outkast, lepszą niż Kendrick, lepszą niż Nas, lepszą nawet niż Kaz Bałagane i Sentino, chyba usunął to frajerstwo w cień, więc w sumie nikt, i gdyby miało nie być jutra, to napisałbym o "Shotgun", czy tak właśnie bym zrobił, gdybym miał więcej czasu, przecież coś takiego by nagrywał The Weeknd w 2011 roku, gdyby miał talent i wyobraźnię Future'a, który wpisał "LXGIWYL" (to kod na broń w GTA: San Andreas; Klocuch, spoglądam na ciebie) i chyba wpisał "WORSHIPME", bo to kod na maksimum respektu; Jezu, to latanie helikopterem, tragedia, to lądowanie ze spadochronem też okropnie wkurwiające, Jezu, te wysokie wokale kończące wersy od 3:30, "A Life Of Possibilities" D-Planu, Jezu, czy mówi wam to coś (bo to autorzy płyt, które znamy na pamięć); czy Save Me to lepsza płyta niż The WIZRD, Jezu, nie wiem, chociaż moja uwaga jest podzielna jak sto przez siedem, bo gdy nawijam wszystko, co ślina przynosi na język, to rzadko wychodzi jak u Wilburna; Baby, pop somethin', i czuję się czasami jak Michał Okoński, ale co to za problem, skoro w gruncie rzeczy to sympatyczny typ, więc problemy jedynie z głową i ze składnią; Jezu, nie wiem, serio, niech Future wpisze kod na nieśmiertelność].
"Government Official"
Tomasz Skowyra: Wilburn odmalowuje autoportret opływającego w luksusy, znudzonego i obrzydliwie bogatego bon vivanta, bawiącego się w egzotycznych zakątkach globu. Z zewnątrz wygląda to na żywot beztroskiego sybaryty, ale tak naprawdę pan Przyszłość pragnie czegoś znacznie więcej, niż tylko uśmierzającego egzystencjalne cierpienie zatracenia w hedonizmie ("All I wanna see you in the same place as I'm in"). Warstwa instrumentalna tylko uwypukla jego położenie: osadzony na wyblakłych, szaro-brunatnych, słodko połyskujących plamkach kodeiny zdrapanych z Tomorrow's Harvest trap bezceremonialnie wypluwającego słowa Future'a, celnie wyraża dwoistość sytuacji. Jak powiedział komisarz Halski: "twarda dupa, miękkie serce".
"Extra"
Jakub Bugdol: "Extra" potrafi wprawić w zakłopotanie. Na tle całej EP-ki wydaje się być zwykłym album-trackiem. Skromna, bo skromna, ale jednak wielowymiarowość tego numeru nie daje mi spokoju. Zastanawiałem się, czy szmer w tle to winylowa płyta, doszedłem do wniosku (idąc duchem przyszłości, logiką zjazdu) że to raczej resztki tlącego się glitchu (chwała współczesności, że biblioteka elektroniki jest już otwarta i nie sprowadza się tylko do bitowych paczek w FL) jeszcze bardziej zdeformowanego niż u Vladislava Delaya na Etain, a kiedy trapowy bit na sekundy zagęszcza się przyjmując formy drillu, zaczynam wspominać Endless Summer; przeciągła linia basu prowadząca cały track przypomina z kolei rozmyty, rozklejony ambient dub. Wokalne lamentacje Future'a to oczywiście jeszcze bardziej osobny wymiar – mikrokosmos, który wchłonął trap oraz cyfrowe r'n'b i jeśli narzekacie na "płaskie melodycznie wokale w trap popie", to pamiętajcie, że są ludzie, którzy potrafią robić to dobrze, po prostu nałóżcie w końcu te okulary 3D. Ok, nie chciałbym za bardzo odlatywać, namawiam was jednak żeby zwrócić uwagę na ten track, bo w tych detalach kryje się całe piękno Save Me.
"Love Thy Enemies"
Natalia Jałmużna: Ostatni numer – "Love Thy Enemies" – brzmi nieco jak "Molly & Aquafina", z tym że muskanie subtelnym wokalem ustępuje tu skargom nabrzmiałego, robotycznego autotune'a w ludzkim udręczeniu. Schyłek krążka, spadek temperatury, opadnięcie z sił. I to smutne kaszlnięcie. Człowieku...