RECENZJE
Erase Errata
Nightlife
2006, Kill Rock Stars
Erase Errata zapewne zahacza o stylistykę "riot grrrls". Pewny nie jestem, bo z terminem, co, przynamniej w kwestiach muzyki, jest co najmniej dziwne, zapoznałem się poprzez rodzime media. W każdym bądź razie mamy do czynienia z feministyczno-lesbijskim (post)punkowym żywiołem, więc, jak mniemam, mieścimy się we wspomnianej kategorii. Chyba. Jeśli chodzi o samo zaplecze ideowe jestem w stanie wykoncypować most powietrzny nad Atlantykiem łączący rodzime grajki z reprezentantkami San Francisco, niestety w kwestiach stylistycznych mój mały rozumek natrafia na minę, której nie rozbroiłby sam McGyver nawet przy pomocy wielofunkcyjnych tytanowych narzędzi zachwalanych przez Gulczasa w telezakupach. Boże drogi jak przyrównać drapieżny, pełen wymyślnych trybików mechanizm gitarowej młócki z polskim swojsko-rustykalnym zacofaniem punkowej czeladzi od lat wymachujących topornymi cepami po różnych Stodołach?
"Riot grrrl" czy nie, trzeba cos wysmarować o nowej płycie Erase Errata. Mam dla was dwie wiadomości: dobrą i złą. Jak zwykle w takich okolicznościach bywa, ta dobra to tylko taki psychologiczny wybieg mający na celu złagodzić odbiór tej złej. Otóż nowy materiał wyprodukowany jest zdecydowanie lepiej niż poprzednie krążki dziewcząt. Realizator podkręcił kontrast i zamiast dźwiękowej mamałygi mamy ostre jak brzytwa brzmienie perkusji, wyrazisty kontur basu i kłujący w uszy skrzekot gitary. W tej kategorii stylistycznej bazującej na wyrazistym rytmie i krótkich epileptycznych wstrząsach gitar jest to niewątpliwie pożądany efekt. Niestety w porównaniu do takiego At Crystal Palace bilans strat i zysków wypada na niekorzyść z tej prostej przyczyny, że materiałowo krążek kuleje. Owszem mamy oczywistych faworytów serwujących firmową mieszankę zadziornych riffów i odrobinę motorycznej komplikacji udowadniającej, że "la donna mobile" niezależnie od orientacji. Tym niemniej stanowczo za mało tych delicji, a trzeba wam wiedzieć że poprzednie krążki tez nie były nimi wypełnione po brzegi.
Płytę polecam zatem tylko miłośnikom kobiecego grania spod znaku Delta 5, Raincoats i Slits czy, żeby nie pozostać monokontynentalnym, Bush Tetras, Y Pants lub Ut (yey, zawsze chciałem użyć tej oklepanej frazy, teraz czuję się jak prawdziwy krytyk; aha, obiecuję ze więcej już nie będę). Reszta może co najwyżej ściągnąć sobie "Another Genius Idea From Our Government" i porównać z rodzima kontestacją elit politycznych w rodzaju "moherowych beretów", chociaż może lepiej się nie dołować.