RECENZJE

Drake
Scorpion

2018, Young Money / Cash Money 6.8

No i znowu to zrobił. Znowu album z milionem tracków, znowu pobił kolejne rekordy, znowu smęci w swoim stylu, znowu ma niebywale misterne podkłady. Nawet seria miażdżących ciosów Puszatego nie przeszkodziła Drake'owi w kolejnym triumfie. Ale mimo tego mam spory problem ze Scorpionem (btw, w rapie Skorpion jest tylko jeden) i chyba nie trudno domyślić się, jaki. Po tegorocznych projektach Kanyego odczuwa się to jeszcze bardziej: ZA DUŻO, ziom, po prostu za dużo. Można było wykroić z tego jeden KRĄŻEK i wtedy "moglibyśmy porozmawiać". A tak fejm się zgadza, ludzie słuchają, tylko czy za kilka lat będziemy dalej pamiętać o tym dwupłytowym potworze, który nawet ciężko przesłuchać? Może. Dlatego postanowiłem zrobić szybką wycieczkę po wszystkich trackach, która pozwoli mi jakoś uporządkować tego olbrzyma. To co, lecimy?

STRONA A

"Survival"
"I been waitin' on this / Yeah". Zaczyna się od krótkiego intro i już wiadomo, że cały vibe More Life rozpłynął się w powietrzu i wracamy do grania z Views (syntezatorowe lampki, oszczędny, twardawy bit). Ale to dopiero początek.

"Nonstop"
Zbyt monotonny ten podkład jak dla mnie. Drizzy też jakiś zachowawczy, ale ten przytłumiony sampel trafia, bo rzeczywiście został mi w głowie. Szkoda, że to tylko jakby przerywnik w całości.

"Elevate"
To już Drake W PEŁNEJ KRASIE – użalający się nad sobą, na stylowym, zimnym bicie, z popowymi hookami jako deser (0:44). Wszystko fajnie, ale to wciąż nie jest to, na co czekałem.

"Emotionless"
Gospel już chyba na dobre zagościł w rapowym mainstreamie (podziękowania oczywiście dla Yeezy'ego), więc nic dziwnego, że i pan Graham się skusił. No i spoko, do rozmyślań o życiu jakoś pasuje, choć nadal czekam niewzruszony (nawet ta pianinkowa koda nie pomogła).

"God's Plan"
A o tym już pisałem w pleju, więc niewiele mam do dodania. Może tylko tyle, że to na luzie jeden z moich ulubionych fragmentów płyty – mam słabość do tego zaciemnionego bitu.

"I'm Upset"
W takiej wersji lubię go chyba najbardziej: wyblakły, oszczędny, "klimatyczny" podkład ze schodkowym wzorkiem, który opowiada swoją osobną historię, bo Drake skupia się na kobietach i kasie, jak na gwiazdora przystało. Będę wracał.

"8 Out Of 10"
Track o tym, że Drake jest dobrym chłopaczyną i nic wam do tego, że ma na koncie kwotę z kilkoma zerami i syna, którym dotąd się nie chwalił. A bit trochę w stylu "starego Kanyego" i tu nie mogę się do niczego przyczepić. No może wyciąłbym końcówkę.

"Mob Ties"
Nie wiem, czy ten sampel z Nasa to był dobry pomysł, choć jako tło do historyjki o CIEMNYCH INTERESACH chyba pasuje. Niemniej jakoś przechodzę obok tego kawałka.

"Can't Take A Joke"
Teoretycznie trochę brodzenie w trapowym błocie (chciałbym, żeby tak prezentował się nowy LP Kendricka, hmm), ale w praktyce to dość niepokojący numer i to na dwóch poziomach. Zwłaszcza nawijka gospodarza wciąga od pierwszego wersu – wiadomo, jak koleś się rozpędzi, to nie ma żartów.

"Sandra's Rose"
Trochę starej szkoły, bo czemu nie? Szkoda tylko, że dość jednowymiarowy ten wałek i jakoś mocno kojarzy się z tym, co dobrych kilka lat temu robił mąż Beyoncé. A właśnie...

"Talk Up" feat. Jay-Z
Sam Jay pojawia się właśnie tutaj, ale nie jest to raczej jakiś spektakularny performance – odnotowałem, że się pojawił i styknie. A podkład tak właściwie trochę mnie irytuje (po co te krzyki w tle?), choć mogę z tym żyć.

"Is There More"
Wreszcie zamykający Stronę A dziwaczny majak, który znowu mocno przypomina Views. Żeńska a capella na koniec trochę zaskakuje i to nawet pozytywnie. Chwila przerwy i odpalamy drugi dysk.

STRONA B

"Peak"
Ambient-r&b ze śmiesznym zdartym synthem, choć to mega smutny, nostalgiczny numer z domieszką dyskretnego autotune'a. Raczej o żadnym piku nie ma mowy, ale początek drugiej części uważam za udany.

"Summer Games"
Jeśli ktoś mówi, że nudzi go nowy Drake, to prawdopodobnie spodoba mu się ten song. Zupełnie osobna rzecz na całym longplayu: juniorboysowe wibracje, stonowane ciepło, w powietrzu lato i romans.

"Jaded"
Tutaj zawsze się zastanawiam, czy to nie przypadkiem James Blake stoi za bitem. Te miarowe pociągnięcia linii, wokale w tle, delikatne stukanie kicków... Trafiony, zatopiony, bo i Drizzy wczuł się wyśmienicie w warunki.

"Nice For What"
O tym już też zdążyliśmy trochę napisać, więc mogę tylko potwierdzić, że ten breakdown pod koniec kosi. Zresztą całość imponuje producenckim rozmachem (kontrola wokali, stopniowanie dynamiki – w końcu za konsoletą siedzą prawdziwi FACHOWCY).

"Finesse"
Tu znowu żal i smutek, fortepianowe akordy i płaczący Drake. Spoko, wszyscy wiedzą, o co chodzi, więc chyba można by sobie darować takie tracki, bo wiele nie wnoszą.

"Ratchet Happy Birthday"
"Brrrrrrr: It's your fuckin' birthday / It's a fuckin' celebration". I znowu się uśmiecham, bo czy można nie lubić tak uroczego kawałka? Jest w tym jakaś organiczność, jakiś zwrot ku przeszłości, wreszcie jest śmieszny, "plastelinowy" motywik w lewym kanale. Wszystkiego najlepszego.

"That's How You Feel"
Kolejny raz Drake po ciemnej stronie mocy, ale to takie oblicze kojarzące się trochę z Take Care – raper z wyczuciem mknie po nocnym trap-podkładzie, a zaszyty pod skórą ambientowy pasaż wznosi utwór na inny level.

"Blue Tint"
Mimo że nie jestem jakimś wielkim fanem Zaytovena, to uważam, że tutaj ulepił zwarty, posiadający tożsamość bi.... Stop. To wcale nie jego robota, ale skojarzenie jest jednoznaczne. Nie przeszkadza nawet świadomość, że to przecież tak brzmią numery Future'a, który przez moment nawet się tu pojawia.

"In My Feelings"
Jeden z bardziej melodyjnych, chwytliwych tracków na Scorpionie. Nic dziwnego, że to spory hit, ale gdy Drake weźmie się za bardziej dance'owe sprawy i mu wyjdzie, to nie ma przebacz. Do wielokrotnego ripitu.

"Don't Matter To Me" feat. Michael Jackson
No fajnie mieć Jacko na goścince, ale powiem szczerze: wynudziłem się na tej balladzie, tak jak nudzę się podczas słuchania The Weeknd. Szkoda.

"After Dark" feat. Static Major & Ty Dolla $ign
Jeśli chodzi o tytuł, to wolę Kylie. Tutaj znowu mamy jakąś postromantyczną balladę, która zwyczajnie mogłaby być krótsza i wtedy zrozumiałbym jej miejsce na płycie. Tak czy inaczej, porządny neosoul momentami. 

"Final Fantasy"
Orientalizujący bit + Graham w dość serio odsłonie, choć ja tam wolę tę pastelową drugą część kawałka z trochę kiczowatą gitarą i retro synthem. Urokliwe.

"March 14"
Piękne zakończenie tego kolosa i znowu dwie części: w pierwszej "regularny" Drake, a w drugiej pojawia się jak zjawa z jazzowym klubie i wykonuje smutną pieśń, która będzie śnić się po nocach, każdemu, kto ją wysłuchał.

***

Gdyby sklecić z tego album trwający pięćdziesiąt kilka minut, to miałbym jedną z 10 ulubionych płyt roku, a tak pozostaje tylko ułożenie własnej playlisty i radość z wybranych highlightów. Może następnym razem dostaniemy wreszcie bardziej skondensowany longplay, bo nie chce mi się wierzyć, że Drake'a dalej obchodzą te rekordy. Oby.

Tomasz Skowyra    
27 lipca 2018
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)