RECENZJE

Deerhunter
Why Hasn't Everything Already Disappeared?

2019, 4AD 6.1

Nowy Deerhunter, czyli wczesnoroczna ofensywa otwierająca tegoroczną stawkę gwiazdorskiej alternatywy – krótkie to, zwarte i, z wyłączeniem apokaliptycznego czarnowidztwa, odbywa się to wszystko bez pretensji i przesadnej ambicji. Nowy album ekipy z Atlanty promienieje nieskomplikowanym ciepłem mającym źródło w kilku zgrabnie napisanych piosenkach. Ci, którzy oczekiwali bardziej szorstkich klimatów znanych z czasów ich najlepszych płyt, powinni przełknąć gorzką pigułkę, chowając swoje wydumane nadzieje do szafy. Jeżeli jesteście w stanie przejść nad tym do porządku dziennego lub zwyczajnie odpowiada wam poddanie się złagodzonemu, retro-neopsychodelicznemu chilloutowi, odsłuch obejdzie się bez bijącej w gardło goryczy. Nawet pomimo tego, że nie jest to na tyle dobry materiał, aby mógł dorównać przyzwoitym standardom grupy.

W tym oskarżeniu nie mogę winić zgrabnego songwritingu, pełnego wyczucia i talentu do chwytliwych motywów. Wystarczy kilka minut ze świetnym "Futurism" czy z drugim z brzegu "No One's Sleeping", lokującym się gdzieś koło Village Green The Kinks, aby to zrozumieć. Winić za to będę nieumiejętne odchylenie się od własnego lekko garażowego dziedzictwa w stronę wygładzonych, perfekcjonistycznych rejonów bliższych takiemu dopieszczonemu "Grizzly Bear". Powtórzę: nieumiejętne, bo jak nic czuć tu tkwiący potencjał, potrzebę przepakowania tych utworów całą paletą niestandardowych syntezatorów, chcąc zdusić w zarodku oskarżenie o monotonię. Jednak wszystkie te zabiegi (jak i płyta jako całość) pomimo wyraźnych starań rozbijają się o brzmienie – niezwykle płaskie, płytkie - domagając się większej krystaliczności, produkcyjnego zaakcentowania właściwych ścieżek (wycofana radosna gitara w "Plains"), aranżacyjnego pietyzmu, w skrócie: kogoś za sterami, kto tę wyciszoną rewoltę odprowadzi na właściwe tory dopasowane do nowego stylu. Nie udało się, a wielka szkoda – w szczególności słysząc te niedobory wybrzmiewające podwójnie w zakończeniu intrygującego "Nocturna", czy w tych wszystkich bezwokalnych miniaturkach Briana Eno, z odbijającym się od reszty kontrastem gotyckiego "Tarnunga" na czele.

Nie mogę nie powiedzieć, że większość z tych kawałków potrafi dość mocno chwycić tu i ówdzie, jednak nie na tyle, abym mógł rozpływać się nad płytą, która oprócz bycia przyjemnym odmulaczem nie oferuje nic, co choć przez chwilę mogłoby wynieść ją do czołowej stawki kilku ostatnich miesięcy. Ot, łatwe do przełknięcia i miłe do posłuchania granie na krótką chwilę, w przerwie od parcia naprzód za tymi wszystkimi siódemkami, ósemkami i resztą prawdziwie wartościowego grania. Tyle w temacie.

Michał Kołaczyk    
21 lutego 2019
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)