RECENZJE

Decemberists
Picaresque
2005, Kill Rock Stars
Nowe Decemberists nie zaskakuje, choć w żadnym razie rozczarowaniem nie jest. Dramatyczna obniżka formy songwriterskiej Colina Meloya? Co to, to nie. Ot, kolejny zestaw pogodnych (lub mniej) alt-folkowych wariacji na tematy szantowe, z wyczuwalnym sixtiesem i punkową zadziornością; mieszanka szczególna, acz w wykonaniu Decemberists zawsze sprawdzająca się doskonale (począwszy od genialnego debiutu Castaways And Cutouts). Warto też odnotować, że wyraźne swego czasu inspiracje Neutral Milk Hotel zdają zatracać się z każdym kolejnym krążkiem formacji; obecnie punktem zaczepienia jest raczej wspomniany Castaways And Cutouts; Meloy stał się klasą samą dla siebie. W ogóle, po raz pierwszy nasz frontman tak bardzo kombinuje: poza szarą masą swego zwyczajowego kolażu (akordeonik już trochę przynudza), pojawiają się implementacje orkiestrowe (końcówka "The Bagman's Gambit"), jakieś ambientowe wstawki, kobieca wokaliza ("The Mariner's Revenge Song"), czy skręty w stronę czysto popową (mój ulubiony "The Sporting Life", choć riff przewodni brzmi tu niepokojąco znajomo). Tekstowo tematy nieco wyczerpane, marynarskie życie, tęsknota za matką etc ("We are two mariners / Our ship's sole survivors"). Sztampowo pointując, dla miłośników Decemberists kolejna brzmieniowa uczta, dla całej reszty tylko chwila przyjemnego odpoczynku od tegorocznych popowych singli.