RECENZJE

Cloud Nothings
Last Building Burning

2018, Carpark 6.8

Dylan Baldi stworzył Cloud Nothings w swojej piwnicy w 2009 roku. W tamtym czasie był to zaledwie jednoosobowy tweepopowy projekt, oczywiście utrzymany w estetyce lo-fi. Polecam sprawdzić "Leave You Forever", które ma w sobie nieco bezpretensjonalnego uroku i dziwactwa. Baldi jest osobą, która wyjątkowo nie przepada za stagnacją. Dlatego też ciężko będzie znaleźć w jego dyskografii dwa identyczne albumy. Debiutancki s/t w 2011 roku był dość specyficzny. Najwyraźniej potrzeba było innych osób, aby wreszcie coś ruszyło. Rozbudowując swój skład do czterech elementów, Baldi na nowo ukształtował brzmienie swojego zespołu na Attack On Memory i jego doskonałej kontynuacji Here and Nowhere Else. Zespół zespołem, ale trzy grosze Albiniego od strony produkcyjnej robią swoje. Obie płyty były świadomym kierunkiem w stronę bardziej posthardcore’owego brzmienia, nie rezygnując ze światka emo punku, z którym wcześniej byli tak blisko związani. Zeszłoroczny Life Without Sound był niestety krokiem wstecz. Zespół nagrał bezpieczną, przeprodukowaną płytę, gdzie utwory straciły na wyrazie, a bardziej bezpośrednie podejście do śpiewania podeszło co najwyżej średnio. Według niektórych album nieco zmącił reputację Baldiego. Trudno się więc dziwić, że na Last Building Burning panowie wracają do korzeni.

Szósty album Cloud Nothings jest orzeźwiający, szybki, a jednocześnie szorstki. Największym atutem jest skuteczność: każda piosenka dość wcześnie wchodzi w refren czy centralną myśl, którą powtarza przez resztę utworu. Na openerze "On An Edge" zespół wbiega z impetem, a Baldi chrapliwie i wściekle pluje jadem, niemalże do utraty tchu. W miarę powtarzania schematów melodycznych wokal Baldiego staje się bardziej intensywny i surowy, a muzyka - zwłaszcza bębny - staje się bardziej szalona, emocje stale się nasilają, osiągają climax i znowu schodzą przed końcem. I tak praktycznie wszystkie osiem utworów. Grupa w zasadzie dostarcza tu jedynie więcej tego, co robi najlepiej. Nie ma tu zbyt dużo zaskakujących momentów, ale też trudno takiego grania od nich oczekiwać. Baldi wciąż ma talent do chwytliwych refrenów, a "Leave Him Now" jest tego idealnym przykładem. "In Shame" to standardowy rocker, który działa dzięki dobrze naoliwionej perkusji i solidnym partiom gitar.

Jeśli chodzi o jego wokal, to sprawa jest dla mnie cały czas taka fifty-fifty. Szanuję zadziorność i agresję w jego głosie, jednak w lżejszych momentach taka barwa bywa nieco irytująca. Zasadniczym problemem Last Building Burning jest bezwstydne kopiowanie poprzednich utworów Cloud Nothings. Taki "Dissolution" mógłby być najbardziej znaczącym utworem na całym albumie, dopóki słuchacz sobie nie uświadomi, że jest to powrót do schematu zapoczątkowanego przez "Wasted Days", a następnie pociągniętego w "Pattern Walks". "Dissolution" to prawie trzyminutowa piosenka, gdzie ostatnia ćwiartka została przerwana, by zrobić miejsce na jakiś siedmiominutowy rozpierdziel, który mało co wnosi, a nie robi już aż takiego wrażenia. Potem tylko "So Right So Clean" przenosi słuchacza w świat Jimmy Eat World, a Baldi znów zaczyna śpiewać jakoś tak niechlujnie. Przynajmniej w postaci "Another Way Of Life" dostajemy ending on a high note. Przynajmniej.

Baldi i spółka niebezpiecznie zbliżają się na tym albumie do bycia cover bandem …And You Will Knows By The Trail Of Dead. Utwory są niesamowicie dopracowane, chwytają i nie wcale nie chcą puścić, ale gdzieś po drodze zaginęło własne brzmienie i tożsamość. Niezależnie od tego jest to ewidentny powrót do formy i już się podniecam na myśl, jak dobrze może wypaść ten materiał na żywo w Pogłosie.

Adam Kiepuszewski    
30 listopada 2018
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)