RECENZJE

Clive Tanaka y su Orquesta
Jet Set Siempre 1º

2010, Tall Corn Music 6.7

W moim osobistym rankingu najbardziej zdumiewających, osobliwych i abstrakcyjnych faktów ostatnich tygodni istnienie Japończyka Clive'a Tanaki, który siedzi sobie w Japonii i nagrywa chillwave na kasety, plasuje się gdzieś pod koniec pierwszej dziesiątki. No bo poważnie, to, z czym przyszło mi się ostatnio zmierzyć to istna masakra... Dacie wiarę, że Przemysław Babiarz (tak tak, znany prezenter TVP, ten od mundialowej "ośmiornicy klaszczącej ośmioma odnóżami", która na dodatek dzisiaj zmarła – nie omieszkajcie odpalić symbolicznego znicza odwiedzając niedługo cmentarze) ma ostro katolickiego bloga? A jak już jesteśmy przy tym temacie, to ostatnio zafascynowało mnie istnienie "kwartalnika apokaliptycznego", którym, jako znany fan przepowiedni Majów, mocniej zainteresowałem się po przypadkowym wysłuchaniu fragmentu pewnej audycji w radiowej Trójce. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że za magazynem stoją ludzie uznawani za "najbardziej konserwatywną część Frondy" (tu kolejny szok, nie sądziłem, że takie podziały wewnątrzredakcyjne w ogóle tam istnieją), w skutek czego sam kwartalnik skupia się głównie na wypatrywaniu znaków zbliżającej się ponoć wielkimi krokami paruzji, co jednak nie do końca współgra z moimi "zainteresowaniami badawczymi" w tych tematach. A jak już jesteśmy przy Frondzie, to aż prosi się o poruszenie bulwersującego tematu bojkotowania koncertu Masturbatora.

Przyznaję, trochę zagalopowałem się w tej wyliczance, ale to tylko wycinek pewnego fragmentu rzeczywistości. Sami wiecie najlepiej, że na świecie dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy, zatem w świetle tego wszystkiego postać Clive'a Tanaki raczej nie może w nikim budzić dzisiaj większych emocji. Co innego jego muzyka, względem której miałem po fascynacji "Neu Chicago" całkiem spore oczekiwania. Kiedy wreszcie, po kilku tygodniach oczekiwania, kasety z muzyką Japończyka dotarły na adres redakcji a ja odkurzyłem mojego nieużywanego od czasów późnej podstawówki walkmana (o czym nie omieszkała mi przypomnieć kaseta z Liroyem zastana wewnątrz odtwarzacza), mój ogólny entuzjazm uległ jednak pewnemu osłabieniu.

Tanaka to niewątpliwie bardzo sprytny songwriter czego dowodzi już samo rozplanowanie kompozycyjne piosenek na Jet Set Siempre 1º. Strona A zawiera kawałki z przeznaczeniem "for dance" i faktycznie, słychać w tych nagraniach ducha czy to Prince'a ("I Want You So Bad", ten bas!) czy w ogóle 80sową klasykę disco funku, a pozytywne wrażenia wzmaga stylizowane na retro brzmienie wydawnictwa. Po dwóch pierwszych bardziej intensywnie "parkietowych" utworach przychodzi pora na "slow dance" przy "Neu Chicago" i lekki bauns do "Brack Lain", ale to już jednak trochę inne party niż to które zastaliśmy na wejściu. Muzyka Tanaki płynnie przechodzi z epicentrum imprezy przez jej ubocze, dochodząc wreszcie do strony "for romance". Strona B tego albumu to nic więcej jak 20 minut praktycznie w całości instrumentalnego, niezwykle przyjemnego i zupełnie niedzisiejszego przy tym chilloutu. Clive i jego orkiestra stawiają odważnie na żywe instrumenty, przez co akurat ta część Jet Set Siempre 1º może spodobać się nawet Waszym rodzicom. Fantastycznym kawałkiem jest zwłaszcza "Fourth Magi", które stopniowo z eksperymentalnego plumkania przeradza się w urokliwą kołysankę, ale dowodów na talent songwriterski japońskiego twórcy dostarcza praktycznie każdy utwór znajdujący się na tym albumie.

"Niedzisiejsze" podejście Tanaki do aspektu tworzenia muzyki to coś, co z miejsca bardzo wyróżnia go spośród setek innych współczesnych bohaterów blogosfery i rokuje jak najbardziej pozytywne nadzieje na przyszłość. Dotychczasowe nagrania Japończyka wypada ocenić jako zdecydowanie udane, ale w przyszłości chyba ciężko będzie mu przeskoczyć poziom "Neu Chicago", jednak to już temat do odrębnej dyskusji. Jedno jest pewne – j-chill, czyli japońska odmiana chillwave'u, która prędzej czy później zacznie pojawiać się w szerszym niż do tej pory stopniu, ma szansę w niezwykle twórczy sposób rozwinąć znane nam z dotychczasowych nagrań schematy. Ale to nie nowina – wszystko, z czego Azjaci robią j-cośtam wyróżnia się ich odrębnym podejściem do tematu, ale mimo to korzenie tej muzyki lokują się w tych samych miejscach co w przypadku pierwowzorów. Jaki los spotka chillwave – zobaczymy najpewniej już niedługo, ale po tym, co usłyszałem na Jet Set Siempre 1º jestem zdecydowanie dobrej myśli.

Kacper Bartosiak    
26 października 2010
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)